Maria Rudowska, urodzona 25 maja 1917 r. w Końskich, córka Szymona i Antoniny Różańskiej, panna.
30 grudnia 1939 roku zostałam aresztowana na granicy i osadzona w więzieniu. W Przemyślu siedziałam trzy miesiące.
Warunki były okropne. W celi trzy na trzy [metry] siedziało nas 20 pań, a czasami dochodziło do 40, to zależało od połowu. Spałyśmy na brudnej podłodze, gdzie pełno było wszy i pluskiew. Wyżywienie składało się ze 100 gramów chleba i wodnistej zupy na obiad. Na śledztwa wzywali w nocy i znęcali się kilka godzin. Niektóre wracały tak wycieńczone, że ledwo mogły mówić.
Po trzech miesiącach wywieźli nas do Mikołajewa. Tam warunki były lepsze, ale śledztwo gorsze, wzywali prawie codziennie i starali się wszelkimi sposobami wydobyć coś od nas. Każda była uważana za szpiega, przechodziłyśmy prawdziwe tortury. Po sześciu miesiącach wywieźli mnie na przeciąg pięciu lat do stacji Jaja, obłast Nowosybirsk, do obozu pracy.
W obozie pracowałam bardzo ciężko 14 godzin dziennie. Wyżywienie złe: 400 gramów chleba i zupa niemożliwa do jedzenia. Odnosili się do nas bardzo źle. Starali się dokuczać nam na każdym kroku. Zawsze nam mówili: Polski już nie będzie! Zgnijesz tu! Dwie zmarły na tyfus (nazwisk nie pamiętam) z powodu braku pomocy lekarskiej. Do szpitala zabierali tylko wtedy, gdy się miało 38,5 stopnia temperatury.
Z rodziną kontaktu nie utrzymywałam, gdyż nie wolno nam było pisać do Polski.
Zwolniona 1 września [1941] wyjechałam do miejscowości Andrejka, gdzie pracowałam w kołchozie. W listopadzie musiałam jechać dalej, gdyż tam już pracy nie było, po prostu nas wyrzucili. Pojechałam do Nur-Aty [Nurota], gdzie pracowałam w kuchni jako pomywaczka.
W marcu wyjechałam z rodzinami do Teheranu i tam 20 maja [1942] wstąpiłam do armii polskiej.