Kapral Franciszek Przybyło, 29 lat, zawód murarz, kawaler.
Dnia 19 września 1939 zostałem wzięty przez władze sowieckie do niewoli w miejscowości Sarki [Sarniki?]. Tego samego dnia ruszyliśmy pod konwojem do Kamieńca Podolskiego. Szliśmy siedem dni o głodzie i chłodzie, poszturchiwani przez konwojowanych, a tych, którzy nie mogli iść, odsyłano do szpitala. Po przebyciu siedmiu dni w Kamieńcu Podolskim załadowano nas do wagonów i przywieziono na teren Polski, do miejscowości Żytomierz. Tu zaś pędzono nas do budowy drogi, obiecując, że po ukończeniu jej puszczą nas do domu. Zakwaterowani byliśmy w koszarach, wikt był niemożliwy: słona ryba na pierwsze i na drugie.
Opieka lekarska początkowo była możliwa, dopiero po odjeździe naszych oficerów, którzy byli lekarzami, warunki higieniczne się pogorszyły, chorych wysyłano do robót, skutkiem czego wiele było wypadków śmierci. Z Żytomierza wywieziono nas do Skolego, skąd wywieziono nas do Starobielska. Droga była bardzo uciążliwa, ponieważ do wagonu 15-tonowego napchano 75 ludzi. Wyżywienie było bardzo marne, na 75 ludzi dostawaliśmy dwa kilo chleba, po kawałku słonej ryby i wiadro wody. Podróż trwała 22 dni, warunki pogarszał brak miejsca, powietrza i wody.
Podczas bombardowania naszego transportu przez samoloty niemieckie wielu starało się ukryć przed bombami w polu, gdzie zostali wystrzelani przez Rosjan. Między nimi był mój kolega z województwa tarnowskiego, nazywał się Dziomek oraz Piotr Pietras z Ostrowa Wielkopolskiego.
Po przyjeździe do Starobielska, po podpisaniu umowy polsko-sowieckiej, przyjechał pułkownik Wiśniowski i poczęli organizować Wojsko Polskie.