Stanisław Piekut, ur. w 1907 r., wyznania rzymskokatolickiego, narodowości polskiej.
24 maja 1940 roku w Porohach, pow. Nadwórna, aresztowała mnie sowiecka straż graniczna. Po kilku dniach przewieziono mnie do Nadwórnej i wtrącono do piwnicy. Od współwięźniów dowiedziałem się, że przed kilku dniami 11 osób usiłowało przekroczyć granicę sowiecko- węgierską i w walce, jaka się wywiązała ze strażą, zginęły cztery osoby, między innymi ksiądz ze Stanisławowa, którego nazwiska nie pamiętam, natomiast wiem, gdzie został zagrzebany.
Z Nadwórnej wywieziono mnie do Stanisławowa i tam dokończono poprzednio rozpoczęte śledztwo. W czasie śledztwa, które trwało trzy miesiące, uciekano się do różnych sposobów, aby wymusić [moje] przyznanie się do tego, co mi zarzucano. Przesłuchanie rozpoczynało się wieczorem, a kończyło nad ranem. Trwało przeważnie 12 godzin bez przerwy. Prowadzący śledztwo przedstawiciel NKWD w stopniu porucznika lżył Polskę i wydrwiwał gen. Sikorskiego. Kilkakrotnie przykładał mi rewolwer do głowy i bił nim po głowie. Zarzucano mi przynależność do organizacji Sikorskiego i chęć przekroczenia granicy. Tak samo postępowano z innymi. Znajomego mojego, Józefa Łagana, lekarza ze szpitala miejskiego w Bydgoszczy, bili przedstawiciele NKWD pałkami w głowę, do tego stopnia, że dostał wstrząsu nerwowego, a potem, już po wywiezieniu na Syberię, skończył obłąkaniem. Innemu, kupcowi ze Stanisławowa, wpychano w czasie śledztwa ołówek do nosa, co sprawiało ból i przesłuchiwany musiał się przyznać do rzeczy niepopełnionej. Jeszcze innego, członka klubu piłki nożnej, zbito do tego stopnia, że z powrotem do sali więziennej musiano go przynieść.
Z końcem września 1940 wyjechałem transportem do Starobielska, gdzie przesiedziałem do wojny niemiecko-sowieckiej, a potem wywieziono mnie do Workuty nad rzekę Usa w Komi.