1. [Dane osobiste:]
Bombardier Ryszard Kozicz, 45 lat, inżynier leśnik, nadleśniczy Lasów Państwowych, żonaty, dwoje dzieci w wieku 8 i 5 lat.
2. [Data i okoliczności aresztowania:]
Dnia 10 lutego 1940 roku wywieziony razem z rodziną do wołogodzkiej obłasti. O godzinie 4.00 w nocy wtargnął sierżant NKWD z dwoma milicjantami, którzy po poszukiwaniu broni dali dwie godziny na spakowanie się. Żonę, poważnie chorą na krwotoki maciczne, obiecano umieścić w szpitalu w Rafałówce, lecz na stacji oficerowie konwoju byli głusi i przemocą wepchnęli żonę do wagonu towarowego.
Zabraliśmy ubrania, bieliznę, pościel i część posiadanej żywności. Było tego około 150 kilogramów (mąka, kasza, cukier, słonina).
Jechało nas 36 osób w ciasnocie i zaduchu dwa tygodnie. Dojechaliśmy do stacji kolejowej Morżenga, 60 kilometrów za Wołogdą, via Archangielsk. Później jechano końmi 240 kilometrów, 11 dni, podczas silnych mrozów. Troje małych dzieciaków z naszego transportu w drodze zmarło.
3. [Nazwa obozu, więzienia, miejsca przymusowych prac:]
Przyjechaliśmy do leśnej osady Obizkowo, rejonu babuszkińskiego wołogodzkiej obłasti 7 marca 1940 roku.
4. [Opis obozu, więzienia itp.:]
Umieszczono nas w piętrowym baraku nr 2, w izbie o wymiarach 2,7 na 3 na 2,4 metra. Stłoczono dwie rodziny, dziesięć osób. Umyślnie, chcąc dokuczyć „panom”, chociaż inni zesłańcy mieli izby przestronne. Warunki mieszkaniowe ciężkie, izba ogromnie zapluskwiona, zapuszczona. Musieliśmy nocą palić światło i tępić masowo robactwo. Żal było dzieci, na które robactwo rzucało się tak, że trzeba było zbierać z pościeli i z ciałek garściami. Nie było wypoczynku po ciężkiej pracy drwala. Dopiero latem kobiety wytynkowały ściany gliną, wybieliły izbę, wtedy wegetacja stała się znośniejsza.
5. [Skład jeńców, więźniów, zesłańców:]
Na wyżej wymienioną osadę przywieziono osadników wojskowych i cywilnych, pracowników administracji leśnej państwowej i prywatnej. 96 rodzin, 610 osób, w tym rodzin polskich 83 (560 osób), ukraińskich i białoruskich 13 rodzin (50 osób). Poziom umysłowy niski, warstwa wiejska, 70 proc. półanalfabetów. Poziom moralny wysoki, dzięki kobietom, Polkom, które urządzały zbiorowe modły, świętowały święta katolickie mimo wrogiej propagandy. Stosunek zesłańców do grupki inteligentów był na ogół bardzo życzliwy, jedynie czterech wyrodków, sprzedawczyków, zbierało materiał szpiegowski, donosicielski dla NKWD. Starali się i pogrążyli braci do więzień sowieckich na większe tortury i męki. Są to następujące nazwiska szpiegów sowieckich: 1. plutonowy Stanisław Burzyński, 2. ogniomistrz Leon Kołodziński (obydwaj są w armii polskiej), 3. Andrzej Żyłko, 4. Jan Kalenik.
6. [Życie w obozie, więzieniu:]
Zarabialiśmy początkowo 2,5 do 3,5 rubla z braku umiejętności i wyrobienia fizycznego, po zaprawie zarobki podwoiły się do 7 rubli dziennie. Wystarczało to jedynie na kupno chleba, zaś na strawę ze stołówki sprzedawało się bieliznę, ubranie, pościel.
Rok pracowaliśmy wolno, szczuci przez naganiaczy sowieckich, że nie chcemy robić, mało robimy, sabotujemy itp.
Skutków tego doczekaliśmy się. 28 marca 1941 roku nocą, po szczegółowej rewizji aresztowano nas pięciu: inż. Kleskiego, Kalińskiego, Paszkowskiego i Rozumskiego, pędzono piechotą 28 km do miasta Totma. Osadzono [nas] w więzieniu, dział polityczny, cela 9. W małej celi o dwu łóżkach byłem kolejno ósmym. Czterech spało na dwu żelaznych łóżkach, czterech na podłodze przy drzwiach. Zastałem gajowego Lasów Państwowych Woskresieńskiego, dwu Żydów z Warszawy i czterech Rosjan. 4 czerwca 1941 roku ukończono śledztwo. Do pracy [nas] nie brano, wyżywienie średnie: zupa rybna, kasza, 650 gramów chleba. 29 czerwca dowiedzieliśmy się od przybyłego nowego kolegi o wojnie z Niemcami. Wstąpiła w nas nadzieja wydostania się z kazamatów. Przy zakończeniu śledztwa badano mnie nocami 7 – 8 godzin bez przerwy. Sędzia śledczy groził rewolwerem, wyzywał słowami prokliatyj polskij
had. Do bicia nie doszło. 24 czerwca odbył się sąd – komedia, jakich ludzkość dotychczas nie znała. Nawet urzędowy nasz obrońca topił nas, zadawał nam pytania według wskazówek NKWD. Na rozprawę przyciągnięto ciężko chorego inż. Kleskiego, półżywego sądzono. Przykry i niezapomniany widok zezwierzęcenia ludzkiego. Po kilku tygodniach choroby inż. Kleski zmarł, został pochowany na więziennym cmentarzu. Zasądzono mnie, Kleskiemu i Paszkowskiemu po dziesięć, Kalińskiemu i Rozumskiemu po osiem lat przymusowych robót. Po sądzie trafiamy do niedużej celi, jest nas 23, brak powietrza, dusimy się, głodujemy. Dają wodziankę na łbach rybich i 450 gramów chleba.
Dnia 12 lipca wywożą [nas] do poprawczej kolonii w Wołogdzie. Praca bardzo ciężka: wyładunek drzewa z barek, wyładunek wagonów, 13 –14 godzin na dobę. Jestem osłabiony, wyrabiam 70 proc. normy przy słabym wyżywieniu: chleba 600 gramów, trochę kawy i zupa zaprawiona olejem. Przy dźwiganiu maszyn z wagonów dostałem przepukliny. Ubranie posiadałem cały czas swoje, bieliznę i obuwie swoje.
7. [Stosunek władz NKWD do Polaków:]
Wszędzie na zesłaniu czy w więzieniu była prowadzona wroga Polsce propaganda, podawano fałszywe wiadomości, kłamstwa o Polsce i jej rządach. Odczuwało się wrogie nastawienie do całego narodu polskiego.
8. [Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:]
Pomoc lekarska na posiołku bardzo nieudolna w osobie młodego 18-letniego felczerzyny, brak najprymitywniejszych lekarstw. Śmiertelność w pierwszym roku nieduża, przeważnie starcy i noworodki, około 10 proc. W drugim [roku] większa.
W więzieniu i w kolonii poprawczej było gorzej z pomocą lekarską. Nie było osobnych izb dla chorych, nawet dla ciężko chorych, zabierano tylko zmarłych z cel.
9. [Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?]
Komendant NKWD na posiołku nie dopuszczał listów z kraju. Po długich próbach nawiązałem kontakt ze znajomymi w sarneńskim powiecie. Przysłano mi stamtąd trzy paczki żywnościowe. Łączności z rodziną nie udało mi się nawiązać.
10. [Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?]
Zostałem zwolniony z kolonii poprawczej 1 września 1941 roku, a 11 października wyruszyłem z partią 70 ludzi do armii polskiej, lecz nas nie przyjęto i skierowano do Republiki Uzbeckiej. Pracowałem na kołchozach w zbiorczych grupach. Odżywianie słabe: 300 gramów ryżu, względnie razowej mąki. Największa bieda nastała w styczniu 1942 roku: głód, zawszenie, świerzb. 8 lutego 1942 zgłosiłem się na komisję poborową w Taszkencie i zostałem przyjęty do armii polskiej, zostałem uratowany od niechybnej śmierci.
9 marca 1943 r.