Kapral Michał Kasza, 28 lat, rolnik.
19 września 1939 zostałem zabrany do niewoli rosyjskiej w Sarenkach Dolnych. Przeprowadzili osobistą rewizję, odebrano nam broń, amunicję i wiele innych rzeczy: zegarki, brzytwy. Po czym prowadzono nas pod konwojem do Kamieńca Podolskiego. Ta podróż trwała siedem dni, w tym dali nam dwie noce na odpoczynek pod gołym niebem, w deszczu. Podróż była bardzo ciężka, bo nie dano nam jeść. Przyprowadzono nas do Husiatyna, dano nam małą przerwę, a polska ludność cywilna udała się do dowódcy konwoju, aby pozwolili podać nam chleb. Po małym posiłku pędzili nas dalej. Gdy wchodziliśmy do jakiegokolwiek miasta, gdzie było więcej ludności, z [nieczytelne] rzucali na nas kawałeczkami chleba, aby widzieć, jak my głodni będziemy się żywić okruchami czarnego chleba. My omijaliśmy okruchy, nie schylając się po nie, by nie okazać głodu, a oni – widząc to – okazywali swą złość. Przekroczyliśmy granicę. W pierwszym mieście rozległ się okrzyk, że nas ubiją i nie będziemy już oglądać Polski. W Kamieńcu Podolskim zaprowadzono nas do koszar, tam byliśmy siedem dni. W ósmy dzień zaprowadzili nas na stację. Mówili, że wywiozą nas na Sybir, tam musimy pozdychać. W wagonach dawali nam dziennie jedną rybę na dwunastu i na czterdziestu jeden dwukilogramowy bochenek chleba. I tak przez dziesięć dni. Przywieziono nas do Równego, stamtąd przeszliśmy do koszar Żytyń, gdzie mieściło się 3 tys. żołnierzy. Tam osiem rzędów kolczastych drutów wisiało nad życiem naszym. Zaczęli nam gotować zupkę z ryb zepsutych i 400 gramów chleba, a choć mróz straszliwy nam dokuczał, nie dano nam węgla, byśmy mogli się ogrzać. Pędzono nas do ciężkich robót. Później podzielono nas na małe obozy. Przyszliśmy do glinek. Tam, nie mówiąc o żywności, nawet nie było wody do mycia się, tylko topiliśmy śnieg. Wszy tak było dużo, że wielkie dzięki, iż darowały nam życie. Wytępić nie można ich było, bo w dzień pędzili nas na szosę do prac, a w nocy nie było światła i także wody. Gdy przyszedł lekarz, mówił, że nie może nic zrobić, bo on też chodził pod konwojem.
2 marca przywieźli nas do łagru Niesłuchów i dalej pędzono nas do przymusowych robót. Przeprowadzono nas do obozu Słowita, po miesiącu znów przeprowadzono nas do Olszanicy, tam męczyli nas pracą na lotnisku.
Ktokolwiek powiedział o odbudowie Polski, to bardzo ciężko karali. Za najmniejsze słowo o Polsce zamykano nas do więzienia, a jakie to więzienie, opiszę: piwnica w ziemi, w której w okresie wiosennym deszczowym było wody tak dużo, że nie można jej było wylać, bo ciekła wierzchem i ziemią, trzeba było stać w niej po kolana tak w dzień, jak i w noc. O jedzeniu nie ma mowy, bo [dawali] tylko pić kwaśną zupkę z kapusty raz dziennie. Gdy szliśmy do pracy, zmuszali do szybkiego marszu. Gdy osłabienie nam nie pozwalało, kładli nas w błoto, kopali i bili kolbami. Przy pracy w niedziele, gdyśmy zmuszeni byli wyjść na nią, odmawialiśmy, by uczcić święto, stawiali nas na baczność do słońca, kładli na błocie. Palić nie było co, gdy dali paczkę króbki, nie dali gazety, by można było ją skręcić; gdy dali gazetę, to króbki nie. Odbierano nam książki, nie pozwalano nam polskich książek czytać. Dokonywali rewizji, odbierali polską zapasową bieliznę, noże i tym podobne. Gdy już brakło bielizny lub butów, wtedy mówili, że gdy będziem pracować, to ją dostaniemy.
Wojna niemiecko-rosyjska
Gdy wybuchła wojna Niemiec z Rosją, pędzono nas do Rosji. Teraz trudny orzech do zgryzienia: głodno i gorąco, że nie można iść. Trzeba, bo biją, nie koniec, bo iść mus. Po wielu kilometrach dopadła nas noc i wielu ociemniałych ślepą chorobą trzeba było prowadzić. Ktokolwiek iść nie mógł, nie było dla niego pomocy. Z tyłu szli konwojenci, którzy upadających dobijali bagnetem. W Złoczowie w łagrze po odpoczynku przebili czterech naszych żołnierzy. Załadowano nas do wagonów na stacji w Rosji, zamknięto nas, nie dano ani jeść, ani wody, a naloty wciąż nad nami już nie do zwycięstwa.
Przyjechaliśmy do Starobielska, gdzie mieściło się parę tysięcy [jeńców]. Aż pewnego dnia ogłoszono nam o zawarciu ugody polsko-rosyjskiej. Gdy przyjechał pan pułkownik Wiśniewski, począł organizować armię polską. Wielkie dzięki naszemu kochanemu wodzowi, skończyła się nasza niewola, rozpoczęło się nowe życie.