WACŁAW EJSMONT


Wacław Ejsmont, ur. 10 sierpnia 1914 r. w Szejbakach, wykształcenie: trzy klasy szkoły powszechnej, zawód rolnik, kawaler, narodowość polska, wyznanie rzymskokatolickie, [zam.] województwo nowogródzkie, powiat i gmina Lida. Czynną służbę odbył w roku 1937, macierzysta jednostka 77 p.p. Lida.


1939 ROK, ŻYCIE JEŃCA W ZSSR

26 września zabrali mnie do niewoli na stacji Zdołbunów, załadowali nas do wagonów sowieckich i postawili konwój z karabinami. W nocy pociąg ruszył, a kto próbował uciekać, to strzelali. Wagony były zamknięte. 27 września [?] rano znajdujemy się na stacji Szepietówka. Tam byliśmy siedem dni [?], jeść dawali jeden raz na 48 godzin: 200 gramów chleba i jedna czwarta litra zupy – sama woda. 1 października [?] załadowali nas do wagonów towarowych, powieźli do Kijowa, tam dali śniadanie. Staliśmy cały dzień na stacji, wieczorem odjechaliśmy. Na drugi dzień przywieźli nas do obozu Nowogród Wołyński i tam dawali jeść dwa razy [dziennie]: zupa, 500 gramów chleba. Tam byliśmy trzy tygodnie, do 27 [października. Następnie] wywieźli nas na Ukrainę, województwo [obwód] dniepropietrowskie, powiat [nieczytelne] stacja Czertomłyk. Przywieźli nas tam pięciuset ludzi na roboty do kopalni rudy żelaznej. Życie było przez dwa tygodnie możliwe, do roboty gonili przymusowo pod konwojem, na razie pracowaliśmy bez normy. Po dwóch tygodniach zmuszali do normy i za swoje pieniądze żyć, co zarobisz. Norma była bardzo wysoka, to my się na to nie zgodzili. To nam nie dali wcale jeść przez trzy dni. To my nie poszli wcale do roboty od 24 grudnia. To wyganiali siłą do roboty i znęcali się, jak tylko mogli: sadzali do aresztu i grozili śmiercią, i pod karą, i propaganda sowiecka, że my już Polski nigdy nie zobaczymy i swoich rodzin, że nas wymęczą. Tam jeść dawali 400 gramów chleba i dwa razy dziennie wody. Byliśmy tam sześć miesięcy na takim życiu, 1939 i 1940 rok do 21 maja. Wtedy wywieźli nas na północ, miejscowość Akomija SSR [Komi ASSR?], tam roboty były tylko ziemne na budowie drogi kolejowej. Warunki były bardzo trudne, norma była: siedem metrów latem, a zimą pięć metrów sześciennych ziemi wywieźć na odległość dwieście albo trzysta metrów. Za 25 procent dawali 50 gramów chleba i dwa razy dziennie zupy – sama woda. W dni świąteczne uchylałem się od roboty, to za jeden dzień osadzali do aresztu na pięć dni, dawali jeść 300 gramów chleba i raz wody i wyganiali siłą z psami, i bili kolbami. Mrozu było 47 stopni, wyganiali na roboty gołych i bosych, zwolnień nie dawali ja[k] miał 40 stopni gorączki albo złamanie nogi czy ręki. Zmarło pięciu ludzi nagle po nocy, nazwisk nie wiadomo. I było tak do samego końca, do zwolnienia.

15 lipca 1941 roku wywieźli nas do obozów polskich, obóz nazywał się Wiaźniki. 25 sierpnia 1941 roku wstąpiłem do armii polskiej i z obozu Wiaźniki wyjechaliśmy 1 września do obozu Taciszczewo [Tatiszczewo], 5 Dywizja Piechoty, 14 pp, 9 kompania strzelecka.