MONIKA SOBOCIŃSKA

Warszawa, 23 marca 1946 r. Sędzia St. Rybiński, delegowany do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań oraz o znaczeniu przysięgi sędzia odebrał przysięgę na zasadzie art. 109 kpk.

Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Monika Sobocińska z Tucholskich
Data urodzenia 18 lipca 1912 r.
Imiona rodziców Franciszek i Weronika z Oblumskich
Zajęcie przy mężu
Wykształcenie dwie klasy gimnazjum
Miejsce zamieszkania Zduńska Wola, ul. Rozomyśl 1
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarana

Rodzina moja składała się z dziewięciu osób – dwojga rodziców, pięciu synów i dwóch córek. Rodzice moi, Franciszek i Weronika Tucholscy mieszkali do 2 lutego 1940 roku w powiecie inowrocławskim. Tam też przy rodzicach mieszkali dwaj moi młodsi bracia: Henryk (ur. 28 sierpnia 1923) i Janusz (ur. 7 września 1926).

My, obie siostry, wyszłyśmy za mąż jeszcze przed wybuchem wojny. Siostra Elżbieta Konieczna w roku 1937, a ja w 1938. Po wyjściu za mąż zamieszkałam przy mężu w Zduńskiej Woli i od tego czasu tam bez przerwy mieszkam.

Siostra Elżbieta zamieszkała w Warszawie, gdzie też mieszkał ze swoją rodziną najstarszy brat Stanisław (ur. 1906) oraz trzeci z kolei brat Alfons (ur. 1920), również ze swoją rodziną.

Wreszcie drugi z kolei (według starszeństwa) brat Albin (ur. 15 lutego 1910) mieszkał do wybuchu wojny w Bydgoszczy, następnie był powołany do wojska i odbył kampanię 1939 roku, w końcu [został] wzięty do niewoli przez Niemców i wywieziony do Bydgoszczy, a stamtąd do Szczecina przymusowo na roboty. Zdaje się, że pracował przy kopaniu studni.

Po przyjściu Niemców do Inowrocławia brat Henryk był zmuszony uciec do Warszawy, bowiem był podejrzewany przez Niemców o to, że wskazywał naszemu wojsku adresy zamieszkałych w Inowrocławiu Niemców.

Rodzice moi z bratem Januszem zostali wysiedleni z osady Rojewo w pow. inowrocławskim do Warszawy i zastali tu już Henryka. Rodzice zamieszkali wraz z Januszem na Ulrychowie (ul. ks. Janusza 8). Mieszkał tam z nimi przez pewien czas Henryk, lecz potem przeniósł się do siostry Koniecznej, mieszkającej przy ul. Dobrej 87. Tam też mieszkał w 1943 roku we wrześniu brat Albin, który przyjechał ze Szczecina uzyskawszy urlop i następnie pozostał, bo nie chciał dalej pracować w Szczecinie u Niemców.

Po przyjeździe brat Albin zdobył sobie „lewe” dokumenty na fikcyjne nazwisko Michała Wróblewskiego i w mieszkaniu siostry był zameldowany pod tym nazwiskiem.

23 grudnia 1943 około 7.00 wieczorem w mieszkaniu siostry zjawiło się dwunastu umundurowanych gestapowców i zatrzymało obu moich braci Albina i Henryka oraz Tomasza Szymańskiego, który w tym dniu przyszedł do nich w odwiedziny.

Zaaresztowanych braci i Szymańskiego odwieźli na Pawiak i tam byli oni przez pewien czas, gdyż jeden raz patronat na ul. Krochmalnej przyjął dla nich paczki od siostry. Za drugim razem gestapowiec z Pawiaka nie przyjął paczek i nawet się rozzłościł, gdy go siostra dwa razy zapytała o to samo, czy są Henryk Tucholski i Michał Wróblewski na Pawiaku. Odpowiedział ze złością, że ich na Pawiaku nie ma.

Istotnie siostra, niosąc za drugim razem paczki, wiedziała o rozklejonych na mieście plakatach o rozstrzelanych 13 stycznia 1944 Polakach, na których to plakatach figurowały już wśród nazwisk innych rozstrzelanych nazwiska obu moich braci Albina i Henryka oraz Szymańskiego, lecz miała nadzieję dowiedzieć się czegoś konkretnego od gestapowca. Otrzymawszy gniewną odpowiedź, że ich na Pawiaku nie ma, poszła przeczytać plakat i istotnie znalazła tam nazwiska obu braci i Szymańskiego figurujące pod numerami 140, 141 i 142.

Z Pawiaka od dnia zaaresztowania do 13 stycznia 1944, tj. dnia stracenia, siostra żadnych wiadomości od braci nie otrzymała. Elżbieta mieszka obecnie w Olsztynie (ul. Kościelna 5).

Rodzice od straconych braci żadnych wiadomości nie otrzymali też. Matka moja ze zgryzoty zmarła miesiąc później 19 lutego 1944 r.

Gestapo nie przysłało żadnych informacji siostrze ani rodzicom.

Fakt, że brat Albin figuruje na liście rozstrzelanych pod swoim własnym nazwiskiem, dowodzi moim zdaniem, że gestapo torturami wymusiło na nim przyznanie się. On przed aresztowaniem stale miał przy sobie dowód na nazwisko Michała Wróblewskiego. Prawdziwe zaś jego dowody były ukryte w piwnicy i gestapo ich nie znalazło. Siostra, idąc po węgiel już po śmierci brata, znalazła te dokumenty.

Po śmierci tych dwóch pierwszych braci zaginął bez wieści Alfons, który w dniu wybuchu powstania nie mógł wrócić do domu, przez kilka dni siedział w schronie w domu przy ul. Górczewskiej 15. Następnie, gdy 5 sierpnia 1944 Niemcy ten dom zdobyli, wypędzili jego i innych do zabudowań fabryk Limpleń. Stamtąd Niemcy zawołali tegoż 5 sierpnia wszystkich mężczyzn rzekomo na roboty. Jednak Alfons stamtąd nie powrócił już i żadnej wiadomości o nim nie mamy. To o bracie Alfonsie powiedziała mi jego żona Halina Tucholska (zam. Warszawa ul. Górczewska 100).

Bracia Stanisław i Janusz po powstaniu wyjechali razem z ojcem do Poronina. Tam Niemcy urządzali stale łapanki na warszawiaków. Brat Janusz, któremu to bardzo ciążyło, spotkał wówczas znajomą, która wróciła na urlop z przymusowych robót i zachęciła go do wyjazdu na zachód, jako bardziej bezpieczne od łapanek miejsce. Janusz otrzymał od niej w grudniu 1944 depeszę i wyjechał do Salzburga. Później front się przesunął na zachód i nikt z rodziny żadnej wiadomości od niego nie otrzymał.

Brat Stanisław był zabrany przez Niemców z Poronina z domu 10 stycznia 1945 i wywieziony do Krakowa, gdzie parę dni później widział się z nim jeszcze nasz ojciec. Następnie 13 stycznia 1945 niemieckim pociągiem ewakuacyjnym został wywieziony w kierunku Wrocławia i od tego czasu nikt z naszej rodziny nie otrzymał od niego żadnej wiadomości. Żona i dzieci Stanisława mieszkają razem z naszym ojcem w Rojewie pow. Inowrocław.

Razem ze Stanisławem Niemcy zabrali z Poronina 300 osób.

Protokół odczytano.