Strzelec Józef Babiarz, rolnik, kawaler, ur. w 1909 r., wieś Brzegi, pow. Tarnobrzeg, woj. krakowskie.
19 września 1939 roku w osadzie Żarki rozbroiły mnie władze sowieckie. Wywieziony do Kamieńca Podolskiego przesiedziałem tam dni pięć. Wyżywienie bardzo złe, chleba 150 gramów dziennie i zupa-woda. Następnie wywieźli nas do Równego. Przez całe trzy dni transportu nie dali nam absolutnie nic do jedzenia. Zawieźli nas do stacji pogranicznej Korpusu Ochrony Pogranicza w Żytyniu, tam przesiedziałem od 3 października do 7 listopada. Pracowałem na stacji przy wyładowywaniu i załadowywaniu kamieni do wagonów, wyżywienie według nieszczęsnej normy sowieckiej. 16 maja 1940 zawieźli nas za Lwów, do Zimnej Wody, tam budowaliśmy szosę w bardzo tragicznych warunkach.
Wypadków zachorowań było moc, wyżywienie tam było godne pożałowania, kto nie wyrabiał normy, ten przymierał głodem. Mój kolega Franciszek Marszałek z Jasła padł również ofiarą głodu.
Po trzech miesiącach tej gehenny wywieźli nas pod Gródek Jagielloński. Było nas tam od 300 do 350 ludzi, tam już warunki życia trochę się polepszyły i opieka lekarska była. Cóż z tego, kiedy po krótkim czasie piechotą gnali nas dwie brygady wraz ze mną do Mościsk. Tam byłem do 1 marca 1941 roku. W marcu wieźli nas w głąb Rosji do miejscowości Dzieleńce (Ukraina). Mieszkałem tam w baraku bardzo zimnym, cierpiałem głód i chłód. Czyściliśmy drogi z ogromnych zasp śnieżnych, z nadludzkim wysiłkiem. Eksploatując się do maksimum, można było wyrobić 600 gramów chleba. Praca trwała dwanaście godzin. Dopiero w maju 1941 roku wywieźli mnie do miejscowości Teofipol, rejon kijowski, tam pracowałem jako cieśla. W pocie czoła wyrabiałem swój krwawy kawałek chleba, odremontowaliśmy lotnisko. Trwało to dwa miesiące, w lipcu 1941 roku, w tymże czasie gnali nas NKWD piechotą przez 19 dni, aż za rzekę Dniepr prawie bez chleba i wody, a czas odpoczynku trwał dwie do trzech godzin na dobę i na ten odpoczynek wybierali nam miejsca błotniste i bagna. W czasie tej nieopisanej wędrówki, jeśli cywile chcieli nam dać kawałek chleba, wtedy ich i nasz los był nie do pozazdroszczenia. Ta wędrówka ludu zatrzymana została w Złotonosach [Złotonoszy]. Tam załadowali nas na platformy i wieźli do Starobielska, tam byłem jakiś czas. Potem zachorowałem i wzięto mnie do szpitala. W szpitalu dowiedziałem się o cudownym i zbawiennym porozumieniu polsko-sowieckim. Wtedy już warunki trochę nam się polepszyły aż do zwolnienia. Zwolnienie nastąpiło 3 sierpnia 1941 roku. Zaraz potem wstąpiłem do armii polskiej.
M.p., 5 marca 1943 r.