JERZY KAWECKI

Dziesiąty dzień rozprawy

Po przerwie

Przewodniczący: Proszę świadka, inż. Kaweckiego.

Świadek Jerzy Kawecki, zaprzysiężony, 34 lata, zamieszkały w Sopocie, inżynier, w stosunku do stron obcy.

Przewodniczący: Niech świadek przedstawi zwięźle i wyczerpująco, co mu wiadomo w tej sprawie.

Świadek: Zostałem wezwany w sprawie przedstawienia mego pobytu w Pruszkowie i związanych z tym momentów?

Przewodniczący: Tak jest.

Świadek: Zostałem zabrany z Saskiej Kępy pod koniec sierpnia w ciągu jednej, właściwie nie łapanki, a zabrania wszystkich mężczyzn zamieszkałych na Saskiej Kępie. Odbyły się trzy takie akcje, między 10 a 21 sierpnia. W ostatniej fali zabrano pozostałą część mężczyzn, przetransportowano nas do Pruszkowa, przy czym możliwe, że transport był przeznaczony gdzie indziej, bo pociąg poszedł dalej, ale po próbach ucieczki, która się udała kilkudziesięciu osobom, a w czasie której, nie wiem, czy byli zabici czy ranni (ale jak wracaliśmy, to widziałem leżącego na trasie) zawrócono nas do warsztatów w Pruszkowie, do hali numer 7. Było to 23 sierpnia. Teren warsztatów kolejowych jako obozu był zupełnie do tego celu nieprzystosowany. Znałem go z uprzedniego pobytu, gdyż jako przedstawiciel firmy wykonywałem tam roboty. W protokole, który pan przewodniczący ma przed sobą, jest plan warsztatów. Teren był zupełnie nieprzygotowany na przyjęcie ludzi, pozbawiony wody pitnej, do mycia czy picia używano wody z kranów pożarniczych, które były we wszystkich halach. Na terenie warsztatów następowało rozdzielenie, na oko, możliwych do pracy. Kobiety oddzielnie. Nasz transport z Saskiej Kępy przeznaczono na wyjazd do Rzeszy, z hali numer 6 do hali wyjazdowej. W kilka miesięcy potem dowiedziałem się, że transport ten nie pojechał do Rzeszy, tylko trafił do Stutthofu, nie wiem, czy częściowo czy w całości, ale jednego z uczestników tego transportu spotkałem po pobycie w Stutthofie, w Gdańsku. Ponieważ byłem chory, udało mi się z pomocą sióstr z hali 6 dostać do hali numer 2, która była używana jako szpital. Na szpital też się zupełnie nie nadawała, to była hala remontowa przedzielona dwoma dużymi dołami rewizyjnymi, które oczywiście utrudniały chorym komunikację. Były wypadki, że chory wpadał do takiego dołu, łamiąc kończynę.

Przewodniczący: Jakie były urządzenia szpitalne?

Świadek: Żadne, hala przejściowa była podzielona na jedną część, w której odbywały się badania prowadzone przez doktora Keniga i drugiego doktora, nie pamiętam nazwiska, też na literę „k”. Od razu decydowano, czy dany chory idzie na badanie ściślejsze w tejże hali, z tyłu. Tam był z ramienia Niemców lekarz, Rosjanin z jeńców, pułkownik, nazwiska nie pamiętam. Potem został utworzony szpital w hali 8. Tego nie znam. Urządzeń szpitalnych nie było żadnych. Były rozłożone maty trzcinowe, którymi halę podzielono na trzy części, i chorzy na nich ewentualnie mogli leżeć i odpoczywać, była apteczka podręczna w rękach lekarzy i przeważnie sióstr, niosących pomoc.

Przewodniczący: Jak dużo było chorych?

Świadek: Liczba ciągle się zmieniała, kilkaset osób dziennie przechodziło przez tę halę, kierowani na drugą część, gdzie było sześć pokoi, z których trzy miały prycze do leżenia, a trzy były pozbawione pryczy, stały tam półki na jakieś narzędzia, trzypiętrowe, na które choremu w ogóle było trudno wejść. Jeszcze na dolne półki możliwie, a na górne trzeba się było wspinać. Wikt szpitalny był nieznacznie lepszy, dlatego też wszyscy starali się tam dostać. W szpitalu byli także wszyscy, którzy próbowali tą drogą wydostać się z Pruszkowa. Między innymi i ja należałem do takich, bo po wyzdrowieniu usiłowałem przez szpital wyjść, niestety wykryto to i skierowano mnie znów do hali 6, z której dzięki pomocy kolegów z kuchni wydostałem się [i dostałem się do kuchni] jako pracownik sekcji porządkowej i tak dotrwałem do połowy września, kiedy, jako rzekomo chory, wydostałem się stamtąd. Hala numer 6 przeznaczona była na wyjazd. Wszystkie nie nadawały się zupełnie do nocowania, co było celem ze strony Niemców, bowiem według nich ludność, która się tam dostała, miała nocować, potem była rozdzielana na chorych i starców nadających się do szpitala i wysłania do GG, a reszta na wyjazd do pracy. Do spania te hale się absolutnie nie nadawały ze względu na szalony brud. Podłoga była zaoliwiona, były doły po maszynach zdemontowanych lub demontowanych, były podstawione samochody do rozłożenia, w czasie dnia robotnicy usuwali urządzenia, zaśmiecali halę tak, że uciekinierzy zdzierali zasłony z okien, widziałem, jak się wspinali niemal pod sam [dach], żeby zabrać zasłonę, aby było na czym się położyć. Spali na siedmiometrowej zasuwni drewnianej, niezabezpieczonej.

Przewodniczący: Jak chorzy załatwiali naturalne potrzeby?

Świadek: Na zewnątrz hali były urządzone prowizoryczne ustępy, obudowane matami z trzciny. Jeżeli nocą nie można było wyjść, to oczywiście chorzy korzystali z dołów w sali, zaśmiecając [ją] i w miarę postępu czasu, jak się tego nie uprzątało, sytuacja się pogarszała, jak największe brudy, które się powiększały.

Przewodniczący: To był jeden wielki ustęp?

Świadek: Tak jest. Jeszcze jeden szczegół chciałem zaznaczyć, ciekawy. Przyjechał na teren obozu generał Bach czy inny. Zainscenizowane zostało przez Niemców, iż ustawiono w kolejce personel kuchni, rozdano im chleb, filmowano, a dalej stał wóz, gdzie z powrotem składano ten chleb. My, będąc w kuchni, zasadniczo mieliśmy jedzenia pod dostatkiem.

Sędzia Grudziński: Czy oskarżonego Fischera świadek widział albo słyszał o nim, że był?

Świadek: Nie widziałem, nie mam zresztą pamięci wzrokowej, ale również nie słyszałem, żeby był w tym okresie, kiedy ja tam byłem.

Sędzia Grudziński: Jakie było zagęszczenie w poszczególnych halach?

Świadek: Było od pięciu do trzydziestu tysięcy ludzi. Hal użytkowych było pięć: numer 6, 5, 4, 3 i 1. Hala miała powierzchnię ośmiu tysięcy kilometrów kwadratowych, z tego użytkowej połowę. Hala nr 6 o tej samej powierzchni, pozostałe nieco mniejsze. Zagęszczenie w nich było olbrzymie. Ponieważ do spania nie było miejsc, więc zrywano drzwi, deski, byleby na czymś się położyć. Część ludności siedziała w kucki na cementowej podłodze. Jedna z wielkich hal, nie wiem dlaczego, była zalana wodą, potem ją osuszono. Woda jednak w dołach pozostała.

Sędzia Grudziński: Przeciętnie, jak długo przebywał wysiedlony?

Świadek: Przeciętnie dobę. Niektórzy dłużej.

Sędzia Grudziński: A wyżywienie?

Świadek: Z wyżywieniem był kłopot taki, że brak było naczyń. Pracując w kuchni, staraliśmy się jak najwięcej jedzenia udostępnić. Zaraz po przyjściu transportu, kiedy masa ludzi przechodziła drogą w warsztatach, ustawialiśmy kosze z chlebem po obu stronach i wydawaliśmy go. Również w halach to robiliśmy. Zabiegaliśmy, żeby dostały [go] staruszki, starcy i dzieci, które w razie rozdziału żywności z wozów nie mogły się dopchać, bowiem ludność była zgłodniała, rzucała się na chleb, trudno było utrzymać porządek. Niemcy nie pomagali. Były wypadki, że przewrócono wóz z trzema beczkami zupy po sześćset litrów razem z obsługą. Najgorsza plaga to brak naczyń. Rada Główna Opiekuńcza trochę ich rozdała, ale ludność naczyń nie miała, więc odjeżdżając, zabierała ze sobą blaszanki, talerze, klosze do lamp – wszystko służyło za naczynia.

Sędzia Grudziński: Jak wyglądała sprawa administracji, kto tam zarządzał?

Świadek: W tym nie orientowałem się dobrze. Nie interesowałem się tym, bo będąc tam, zastanawiałem się, jak uciec. W kuchni pomagałem innym w pracy, a zarazem starałem się wydostać na zewnątrz. Znam panią Bogucką, która zarządzała kuchnią i pracowała ofiarnie. Była pierwsza w kuchni o piątej rano. Administracja niemiecka raczej się tym nie zajmowała, pilnowała właściwie wejścia do kuchni, wzbroniony był tam dostęp SS, pilnowali Ukraińcy i Wehrmacht.

Adwokat Chmurski: Panie inżynierze, jak długo trwała ta akcja, która szła przez Pruszków i jakie miała nasilenie?

Świadek: Byłem w Pruszkowie od 23 sierpnia do 14 września. Ten okres znam. W tym czasie nasilenie przeciętne dzienne przekraczało dziesięć tysięcy osób. W okresie po upadku Starówki, w początkach września, przekraczało trzydzieści tysięcy.

Jest jeszcze jeden moment. Niemcy zainstalowali tam odwszalnię, ale o wydajności dwudziestu trzech osób na godzinę. Przy ośmiogodzinnym dniu pracy mogła być odwszona minimalna liczba osób. Korzystał z tego personel kuchni, który w tym czasie przekraczał dwieście osób.

W drugiej połowie września Niemcy pozwolili sobie na tak nieprzyjemną rzecz, jak urządzenie przedstawienia artystycznego w hali numer 7 dla żołnierzy SS. Zdaje się artystów polskich do tego przymuszono groźbą. Były dwa czy trzy przedstawienia, produkcje taneczne i deklamacje.

Przewodniczący: Więcej pytań nie ma. Świadek jest wolny. Proszę świadka Mazurka.