St. strz. Kazimierz Duklewski, 27 lat, muzyk, kawaler.
Zostałem aresztowany i osadzony w obozie przy Skolem 11 listopada 1939 r. za usiłowanie przekroczenia granicy polsko-węgierskiej w okolicach Wysocka Wyżnego. Stąd 1 stycznia 1940 r. wywieziono mnie do Dniepropietrowska (Rosja). Tam w więzieniu siedziałem do lipca. Po osądzeniu zaocznym zostałem odesłany na ciężkie roboty do Abisu (Sybir), z Abisu na 2. łagpunkt (2. łagpunktem nazywali karną kolonię, przeznaczoną dla Polaków i największych przestępców sowieckich) i z niego do kolonii Osz-Wor (35 km od Workuty).
Obozy, w których żyliśmy, składały się przeważnie z pięciu baraków, kuchni i ambulatorium. W każdym z poszczególnych baraków, mogącym pomieścić w normalnych warunkach nie więcej jak 250 ludzi, spało po 800–900 osób. Ścisk był tak wielki, że dosłownie dusiliśmy się z braku powietrza, a i wszy też dotkliwie dawały się we znaki – łaźni i studni nie było (wodę przywożono saniami z drugiego łagpunktu i wydawano po jednym kubku dziennie na osobę; nic więc dziwnego, że ludzie miesiącami chodzili niemyci).
Pracowaliśmy 12–13, a nieraz i 14 godzin na dobę, dni wolnych od pracy w ogóle nie było, normy nie do wykonania. Za pracę dostawaliśmy przeważnie po 500 gramów chleba i dwa razy na dzień pół litra gorącej zupy, a ściślej mówiąc kubek gorącej wody lekko zaprawionej mąką. To wszystko. Do pracy wychodziło się nawet i przy 69 stopniach mrozu. Najgorzej oczywiście cierpieli ci, którzy mieli słabe ubrania, albowiem „czerwone diabły” potrafili i w samych onucach pognać na mróz do roboty, nie szczędząc przy tym ostrych docinków, jak np.: Ciopło, panyca?!! Eto wam nie Polszcza!!! itp. A jednak mimo to opór Polaków był nieugięty i nie słabł ani na chwilę. Nie dawaliśmy się prowokować bolszewikom, nie słuchaliśmy ich wstrętnych i ohydnych kłamstw.
Stosunki wzajemne byłyby dobre, gdyby nie Żydzi i Ukraińcy, którzy – bawiąc się w szpiclów – całymi dniami i nocami podsłuchiwali nas i o wszystkim dokładnie informowali NKWD. Z nazwisk zapamiętałem sobie Szklara Abrahama, który w najokropniejszy sposób szkalował państwo polskie i Polaków przed NKWD, później Rozenbauma (był właścicielem hotelu w Turce). Jemu to ja i podchorąży marynarki Majak Stanisław zawdzięczamy swoje więzienie i pobyt w łagrze (w ostatniej chwili, kiedy już mieliśmy niezadługo przekroczyć granicę, zdradził nas i wpakował w ręce milicji bolszewickiej).
Co się tyczy tortur, to w kilku słowach opiszę, jakie sam przeszedłem za pierwszą i drugą ucieczkę z łagru, a mianowicie: powieszono mnie za nogi do sufitu, głowę spuszczono na dół i tak wisiałem aż do utraty przytomności; za drugą ucieczkę rozebrano mnie do połowy i przy 25 stopniach mrozu powalono na śnieg, a psy zaczęły kąsać w piersi, ręce itd. Kiedy już byłem dostatecznie krwią zalany, wtedy wleczono mnie jeszcze ze dwa kilometry po śniegu, nie szczędząc jednocześnie uderzeń naganem. W końcu straciłem przytomność i odzyskałem ją w szpitalu.
Prawie żadnej łączności z krajem i rodziną nie miałem.
Wypadków śmiertelnych było bardzo dużo, a to przez bardzo lichą opiekę lekarską. Z nazwisk zmarłych pamiętam tylko Kurzwela Ryszarda.
Z łagru zostałem zwolniony 3 września 1941 r. Do marca 1942 r. byłem w kołchozach (Nukus, Turtkul) i dopiero dzięki przedstawicielstwu polskiemu w Turtkulu udało mi się dostać do Kermine i 23 marca 1942 r. wstąpić do armii.
Miejsce postoju, 8 lutego 1943 r.