NAFTALI BAUM

Dnia 24 lipca 1946 r., Główna Komisja Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, oddział w Rzeszowie. Sędzia grodzki Kazimierz Burakowski, członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Tarnowie, przy współudziale protokolanta Michała Wechowskiego, pracownika Okręgowej Komisji Badania Zbrodni [Niemieckich], na podstawie art. 255 kpk, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, po uprzedzeniu go o odpowiedzialności za fałszywe zeznania zgodnie z art. 107 i 115 kpk, a tenże zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Naftali Baum
Imiona rodziców Saul [i] Fania
Data i miejsce urodzenia 20 kwietnia 1914 r., Rzeszów
Miejsce zamieszkania Rzeszów [...]
Zawód masarz

W 1940 r. zostałem wysłany przez niemiecki Urząd Pracy do Pustkowa, do obozu. Tutaj zastałem ok. czterech tysięcy uwięzionych osób. Były to osoby narodowości żydowskiej i polskiej. Stosunki w tym obozie były wówczas tragiczne. SS-mani codziennie zabijali ok. stu ludzi, używając do tego różnych narzędzi, jak żelaza, pałek itp. Wieszali również więźniów na paskach nad pryczami, a powieszonym podrzynali gardła. Kierownikami tego obozu byli N. Kopa [?] i Schmidt, obaj w randze Oberscharführerów. Nie wiem, skąd oni pochodzili. Po kilku miesiącach mojego pobytu udało mi się zbiec z tego obozu. Następnie ukrywałem się w Rzeszowie. Dwukrotnie byłem stawiany przez Niemców w Rzeszowie na rozstrzelanie, lecz dzięki Niemcowi N. Schupkiemu uniknąłem śmierci. Następnie wysłany zostałem do obozu w Szebniach, a stąd do obozu pracy w Pustyni [Pustkowie?]. W tym ostatnim pracowałem jako stolarz i gdy tam siedziałem, przyjechali pewnego razu SS-mani i zabrali 50 ludzi, rzekomo przeznaczonych do roboty. Później jednak, w czasie pobytu mojego w obozie w Czechach, dowiedziałem się od współwięźnia Józefa Schmidta pochodzącego z Warszawy, iż zabranych ludzi w liczbie 50 nie użyto do robót, lecz jako żywe figury dla żołnierzy niemieckich ćwiczących strzelanie. Józef Schmidt, jak mi opowiadał, był jedynym, który z tej pięćdziesiątki uciekł.

Gdy przebywałem w Rzeszowie, przed wysłaniem mnie do obozu pracy w Pustyni [Pustkowie?], odbywały się w Rzeszowie tzw. wysiedlenia ludności żydowskiej. Był przy nich obecny Niemiec wysokiego wzrostu, o którym mówiono, że nazywał się Göth. Później, gdy znalazłem się w obozie w Płaszowie poznałem go bliżej i osobiście dowiedziałem się, iż nazywa się on Göth. Do obozu w Płaszowie wysłano mnie z transportem liczącym 93 ludzi, a było to w 1943 r. Kierownikiem był Hauptsturmbanführer Göth. W obozie tym pierwszy obraz okrucieństwa stanął mi przed oczyma, gdy z rozkazu Götha dokonano powieszenia pewnej 15-letniej dziewczyny narodowości polskiej. Dziewczyna ta pracowała w niemieckiej firmie „Amali”. Zaśpiewała ona sobie hymn Polski. Za to doniósł na nią do Götha Niemiec Stryjewski [Zdrojewski], który był w stopniu Unterscharführera. Pochodził on z jakiejś miejscowości z Polski, a właściwie nie wiem, skąd on pochodził. Wiem, że mówił dobrze po polsku. W związku z tym doniesieniem Göth zarządził apel w obozie. Z jego zarządzenia postawiono na środku obozu szubienicę i przystąpiono do wieszania dziewczyny. W czasie wieszania urwał się sznur i dziewczyna spadła, po czym rzuciła się do nóg Göthowi i, całując jego buty, prosiła o darowanie życia, lecz on uderzył ją pejczem i kopnął, rozkazując dokonanie powieszenia, a gdy sznur ponownie się urwał, wtedy przystąpił do niej i zastrzelił ją z belgijskiego bębenkowca. Niemiec Göth często po apelu przed śniadaniem zjawiał się w obozie na koniu i strzelał [do] ludzi, kładąc trupem codziennie po kilka osób.

Więźniowie obozu byli zatrudnieni na zewnątrz, w tzw. Auser-Kommando. W drodze powrotnej z pracy do obozu starano się zakupić jakieś środki żywności. Na bramie stanął kierownik obozu Göth i przy nim przeprowadzono rewizję więźniów obozu powracających z pracy. Przy rewizji znaleziono u jednego więźnia bułkę, a wtedy Göth rozkazał całą grupę tych więźniów, składającą się ze 150 osób, rozstrzelać. Rozkaz rozstrzelania wykonał Obersturmführer Stryjewski [Zdrojewski].

Wspomniany Göth był nie tylko kierownikiem obozu w Płaszowie, lecz podlegały mu też wszystkie inne obozy znajdujące się na terenie byłego gubernatorstwa. Wiedzę moją o tym, że Göthowi były podporządkowane wszystkie obozy znajdujące się na terenie byłego gubernatorstwa opieram na tym, że w czasie, gdy byłem więziony w obozie w Płaszowie, widziałem, że osoby pozostałe po zlikwidowaniu na terenie gubernatorstwa obozów wraz z kierownikami tych zlikwidowanych obozów przybywały do Płaszowa i tutaj kierownicy meldowali się Göthowi, a on wydawał zarządzenia co do umieszczania pozostałych osób w innych obozach, wysyłając je dalej na zachód. Było to w czasie, gdy zbliżał się front, który zagrażał kolejno poszczególnym obozom i z tej przyczyny były one likwidowane. Więźniów obozów zlikwidowanych na terenie dawnego gubernatorstwa nie wysyłano wprost do Reichu, lecz do Płaszowa, gdzie zarządzenia co do dalszego transportu – jak już wyżej wspomniałem – wydawał Göth,. W czasie mojego pobytu w Płaszowie na inspekcję przyjeżdżał też Himmler.

Niemiec Göth wysyłał na likwidację obozów swoich współpracowników, a mianowicie Johna i Bischewa [Büschera?] – obu w stopniach Sturmbanführerów – oraz Neutschego i Morfinkla w tych samych stopniach służbowych.

Trudno wyliczyć okropności, jakie działy się w obozie w Płaszowie, a których byłem świadkiem. Przypominam sobie, jak jednego razu przywieziono 15 polskich partyzantów, którzy mieli na sobie mundury polskie i sowieckie. Mieli oni nogi i ręce skute, trzech z nich miało nogi obcięte. Göth kazał ich rozstrzelać, a zwłoki momentalnie spalić.

Przywieziono raz cztery auta wypełnione zwłokami osób narodowości polskiej i ok. 11 aut żywych ludzi narodowości polskiej. Był to wynik obławy przeprowadzonej w Krakowie. Wśród żywych osób były kobiety i mężczyźni. Osoby żywe zostały rozstrzelane, a przed egzekucją kazano im rozebrać się do naga i schodzić do dołu. Rozstrzelania dokonano z ckm. Przy egzekucji byli obecni Göth, John, Bischef [Büscher?], Eckert. Również z Montelupich przywieziono transport ludzi, z których część wybrał Göth do pracy, a część kazał rozstrzelać. Pewnego razu przywieziono z Czech transport liczący ok. 50 ludzi i wówczas wyszedł Göth, a przed nim jeszcze przybył N. Schupke [Kurt Schupke], który z tego transportu zabrał 15 osób do roboty, a co do reszty Göth wydał rozkaz rozstrzelania. W tym transporcie były też kilkuletnie dzieci wraz z rodzicami. Na rozkaz Götha kazano ofiarom rozebrać się do naga i wchodzić do dołu, a gdy dzieci usiłowały uciekać na widok tego, że [do] ich rodziców Niemcy strzelają, wtedy Göth strącił dzieci z powrotem do dołu i własnoręcznie [do nich] strzelał. Za usiłowanie ucieczki z obozu Göth zarządził rozstrzelanie siedmiu więźniów z obozu.