Z protokołu rozprawy przed Najwyższym Trybunałem Narodowym w sprawie Fischera i innych, dnia 25 stycznia 1947 r., t. VI, str. 1489–1503. Przewodniczący: dr Mieczysław Güntner, protokolanci: Irmina Zmysłowska, Bogdan Rentflejsz. Biegły Salo Fiszgrund:
Imię i nazwisko | Salo Fiszgrund |
Data urodzenia | 1894 r. [1893 r.] |
Miejsce zamieszkania | Warszawa |
Zajęcie | wiceprezes Centralnego Komitetu Żydów Polskich |
Stosunek do stron | obcy |
Przewodniczący: | Proszę o przedłożenie ekspertyzy. |
Biegły Fiszgrund: | Zagłada ludności żydowskiej leżała u podstaw polityki niemieckiej na |
całym obszarze okupowanej Europy. Takie też były wytyczne polityki na terenie Warszawy i dystryktu warszawskiego.
Metody postępowania były różne, w zależności od aktualnych potrzeb władz niemieckich, istotną jednak treścią praktyki niemieckiej była moralna i fizyczna eksterminacja ludności żydowskiej i to zarówno w okresie poprzedzającym powszechne wprowadzenie gett, następnie w okresie tzw. pokojowej egzystencji gett, jak i ich ostatecznej zagłady. Polityka ta była dyktowana pobudkami o charakterze zasadniczym – światopoglądowym.
Ekspertyza ta stawia sobie za zadanie uwypuklenie i jasne przedstawienie skutków przemyślanych posunięć niemieckiej administracji cywilnej Warszawy i dystryktu warszawskiego, kierowanej przez Ludwiga Fischera i Leista – na odcinku bezprzykładnego zagęszczania getta przez wtłaczanie do niego żydowskiej ludności z dziesiątków miejscowości Polski i okradanie getta, niesamowite wygłodzenie, a co za tym idzie śmiertelność na skutek epidemii, głodu i gruźlicy. Wszystkie sektory niemieckiego aparatu okupacyjnego – administracja cywilna, władze wojskowe, policyjne, sądownictwo itd. – zgodnie ze sobą współpracowały przy wygłodzeniu, ograbianiu i likwidacji ludności żydowskiej.
Utworzenie gett – niech zostanie to powiedziane jasno i wyraźnie – było wynikiem jedynie i tylko chęci odseparowania Żydów w celu tym skuteczniejszego ich zniszczenia. Pozbawiony logiki jest argument o konieczności odosobnienia ludności żydowskiej z powodów zdrowotnych. Dopiero na skutek utworzenia getta w Warszawie zaczęła szaleć epidemia tyfusu oraz śmiertelność z powodu głodu i gruźlicy. Nie getto było skutkiem epidemii głodu i gruźlicy, a ich przyczyną.
Getto warszawskie utworzone na podstawie zarządzenia gubernatora Ludwiga Fischera z 2 października 1940 r. było pomyślane jako obóz przejściowy – podkreślamy: Durchführlager – dla przeważającej części żydowskiej ludności Warszawy, dystryktu warszawskiego i Żydów z szeregu miejscowości inkorporowanych do Rzeszy (Kalisz, Włocławek, Gdańsk, Poznań, dziesiątki tysięcy Żydów z Łodzi). Już w połowie 1941 r. nie było ani jednego żydowskiego osiedla na całej przestrzeni między Warszawą a Łodzią.
Getto warszawskie stało się w pewnym sensie obozem koncentracyjnym, stworzonym po to, by ludzie zginęli bez uciekania się – w każdym bądź razie w pierwszym okresie – do interwencji cyklonu i krematorium. W ten sposób władze chciały izolować nosicieli niebezpiecznych zarazków tyfusu plamistego. Sama teza o chorobotwórczym wpływie ludności żydowskiej, w szczególności dotyczącym przenoszenia tyfusu plamistego, z takim uporem przekazywana przez propagandę niemiecką, jest równie nieprawdziwa, jak i nonsensowna. Nie zapominajmy, że w chwili zamknięcia getta, mniej więcej w połowie listopada 1940 r., praktycznie nie było epidemii tyfusu plamistego w Warszawie. Mało tego, w ciągu czterech pierwszych dni w ogóle nie było przypadków zachorowania w getcie na dur plamisty.
Dopiero druga fala przesiedleńcza, zimą 1941 r., która przyniosła ze sobą dalsze dziesiątki tysięcy na wpół zagłodzonej i na wpół żywej ludności żydowskiej z miejscowości dystryktu warszawskiego, spowodowała wielką epidemię duru plamistego. Niemieckie władze administracyjne były parokrotnie uprzedzane o konsekwencji tego przesiedlenia, jak również podkreślił to w swoim zeznaniu dr Lęcki [Łącki].
Dr Milejkowski, szef żydowskiej służby zdrowia, parokrotnie był u lekarza urzędowego (Amtarzt) i referował sprawy, ten z kolei składał raporty swoim władzom. Odpowiedni memoriał Państwowego Instytutu Higieny w sprawie stanu zdrowia w getcie został skierowany bezpośrednio do Ludwiga Fischera dla wydania zarządzeń. Raport stwierdza bezprzykładny głód, który jest przyczyną epidemii. W rezultacie wszystko zostawało bez zmian.
Ludność żydowska, która przechodziła po dwa i więcej przesiedleń zanim się dostała do Warszawy, ulegała procesowi błyskawicznej pauperyzacji. W dzielnicy żydowskiej w Warszawie przebywało ponad 400 tys. nędzarzy, w tym prawie połowa uchodźców i przesiedleńców, ludzi, którym wszystko zabrano i w zamian nie dano nawet możliwości zbudowania na nowo egzystencji. Dur plamisty był logicznym następstwem tego stanu rzeczy. W tej wojnie tyfus plamisty stał się dziełem niemieckim – dziełem medycyny i administracji niemieckiej; medycyny – za fałsz, że odpowiedzialnością za epidemię, którą Niemcy wywołali, obarczyła Żydów, a administracji – przez rozprzestrzenienie epidemii nonsensownymi i okrutnymi zarządzeniami. Zarządzenia dezynfekcyjne i dezynsekcyjne były realizowane w stosunku do ludności żydowskiej z niewiarygodnym wprost sadyzmem.
Straszną rzeczą było zamykanie domów. Dur plamisty nie należy do chorób przenoszących się przez powietrze. Dlatego zamknięcie całego domu i poddanie kąpieli wszystkich mieszkańców bez wyjątku było zarządzeniem absolutnie niecelowym i powodującym następnie właśnie przenoszenie choroby na skutek zetknięcia się ludzi czystych z ludźmi zawszonymi. Zamknięcie domu trwało 14 dni. Tyle dni zamknięcia, bez dostarczenia środków spożywczych, dla wielu równało się śmierci głodowej, a oprócz tego w wypadkach innych chorób – jak zapalenie płuc, kamica nerkowa i inne – zupełnie niemożliwe było niesienie pomocy.
Nie mniej straszną rzeczą były kąpieliska, zarówno z powodu ciągłych wypadków strzelania do eskortowanej ludności, jak i bicia jej w czasie kąpieli oraz niszczenia i kradzieży dezynsekowanego dobytku. Z punktu widzenia profilaktycznego skutek kąpieli był wręcz odwrotny. Przymusowa kąpiel mieszkańców domu, w którym stwierdzono wypadek tyfusu plamistego zamieniała zakażenie mieszkaniowe na zakażenie całego bloku, podobnie jak przymusowa dezynsekcja odzieży, która zamieniała zakażenia mieszkaniowe na zakażenie całego domu.
Ludzie, nazywający się doktorami medycyny, uzasadniali potrzebę kwarantanny. Nauka już dawno zlikwidowała średniowieczne kwarantanny, nie tylko jako okrutne, ale też jako bezcelowe. Chodziło przecież jednak nie o zlikwidowanie epidemii, lecz o zlikwidowanie Żydów. Do tego celu zarządzenia administracji niemieckiej były bardzo skuteczne.
Zagadnienie to jest również ciekawe z punktu widzenia epidemiologii. Zamiast populacji zwierzęcych wciśnięto prawie pół miliona ludzi do olbrzymiej klatki, stworzono wszelkie warunki, by zarazki mogły się dostać do nich i pozwolono, by ludzie ci chorowali i ginęli, nie otrzymując praktycznie żadnej pomocy.
Bywały okresy – przede wszystkim w okresie od stycznia do lipca 1942 r. – gdy każdy dzień przynosił kilka, a nawet kilkanaście ofiar żydowskich pośród przemytników żywności.
W maju 1942 r. na zlecenie komisarza dla dzielnicy żydowskiej, Auerswalda, w Babicach k. Warszawy została wykonana egzekucja na 110 Żydach warszawskich, rzekomo za nieposłuszeństwo, a faktycznie jako drakoński środek represyjny przeciwko szmuglowi. Pamiętać należy o tym, że przemytnicy w getcie warszawskim – podobnie zresztą jak i przeważająca część szmuglerów polskich – rekrutowali się nie z szumowin społecznych, ale spośród robotników, rzemieślników, młodzieży i dzieci, którzy woleli ryzykować swoim życiem, niż zginąć z głodu. Więzienie getta warszawskiego przy ul. Gęsiej było przepełnione dziećmi nawet pięcioletnimi, schwytanymi bądź przy przekraczaniu granicy getta ze szmuglem, bądź po stronie polskiej, na którą gnał ich głód. Więzienie, mogące pomieścić 300 osób, miało zwykle ponad tysiąc więźniów, głównie szmuglerów.
Potworne warunki mieszkaniowe i sanitarne panowały w punktach dla przesiedleńców i uchodźców. Władze niemieckie, konkretnie zarząd cywilny miasta Warszawy i dystryktu warszawskiego, a więc Fischer i Leist, zarządziły wysiedlenie setek tysięcy Żydów do warszawskiej skrzyni śmierci, tj. do getta. Według danych statystycznych, znajdujących się w posiadaniu Żydowskiej Komisji Historycznej, przez getto warszawskie przeszło prawie 200 tys. obrabowanych z wszelkiego mienia przesiedleńców z dziesiątków miejscowości polskich i zagranicznych.
W memoriale Żydowskiej Rady Zdrowia do władz niemieckich z 1941 r. w ten sposób przedstawione są warunki panujące w punktach dla uchodźców: „Tysiące uchodźców, przeważnie z obszarów epidemicznych, zostały stłoczone, przy czym większość z nich pozbawiona została swego dobytku. Uchodźcy ci zostali zebrani w oddzielnych pomieszczeniach, gdzie w najlepszym wypadku otrzymują od gminy jedną zupę dziennie. Całe rodziny umierają z głodu. Nie można wymagać od głodujących, bezrobotnych, pozbawionych bielizny, patrzących na śmierć swych bliskich, żeby przeprowadzili najtrudniejszą walkę – walkę przeciwko zawszeniu”.
Dr Łęcki [Łącki], kierownik miejskiej służby zdrowia w Warszawie w okresie okupacji, zeznał, że z racji swego stanowiska zameldował dr. Scharmpfowi, niemieckiemu lekarzowi urzędowemu, o niewiarygodnie złych stosunkach mieszkaniowych w getcie warszawskim. Stłoczenie było tam takie, że na Muranowskiej 5, w bożnicy przy ul. Dzielnej, w jednym pokoju mieszkało do 300 osób. Ludzie nie mieli na czym spać. Niektórzy spali na słomie, inni na gołej podłodze. Tak było już na samym początku istnienia getta. W tych warunkach nastąpiło kolosalne zawszenie i przyniosło w rezultacie niebywałe nasilenie tyfusu plamistego, który latem 1941 i wiosną 1942 r. na równi z głodem dziesiątkował ludność żydowską. Oto, jak wyglądał jeden z punktów dla uchodźców na Dzikiej 3: na dziedzińcu góry śmieci i kału. Z winy władz niemieckich wywóz śmieci z getta nie funkcjonował.
Poza tym zakład zaopatrywania dzielnicy żydowskiej otrzymywał i rozdawał często zgniłą kapustę, zamarznięte kartofle nie do użycia itp. Nie wpływało to dodatnio ani na zdrowie getta, ani na jego czystość. Kanalizacja prawie wszędzie była uszkodzona. To samo da się powiedzieć o urządzeniach wodociągowych. Władze niemieckie ze szczególną gorliwością wyłączały wodę w domach żydowskich za nieuiszczenie w terminie opłat. Często całe bloki domów pozbawiano możliwości korzystania z urządzeń wodociągowych, co w połączeniu z permanentnym terrorem i łapankami dawało taki efekt – szczególnie w domach dla uchodźców – że stan sanitarny ulegał ciągłemu pogorszeniu.
Na klatkach schodowych na ogół brak poręczy – drewniane zostały użyte na opał. W pokojach na marach i podłogach leżą cienie ludzkie, nago lub w łachmanach, często niechlujnie przykryte. Większość pokojów bez szyb. Ludzie oczekują śmierci, która przychodzi z nieubłaganą koniecznością. Przyczyna zgonu ciągle ta sama – wyniszczenie głodowe, dur plamisty i gruźlica. Dzieci przedwcześnie postarzałe, wzrok smutny, nóżki jak piszczele. Można widzieć na barłogu chorą matkę w gorączce, a obok niej zwłoki zmarłego dziecka, albo wszystkich członków rodziny leżących na pryczach, spuchniętych i zrezygnowanych.
Domy dla uchodźców bardzo często likwidowały się samoistnie – śmiertelność wynosiła niekiedy sto procent, np. na Franciszkańskiej 29.
Na terenie dzielnicy żydowskiej istniało wiele domów noszących w mowie potocznej nazwę domów specjalnych czy też domów-trupiarni, przedstawiających obraz skrajnej nędzy. Przede wszystkim zwracała uwagę wysoka śmiertelność wśród mieszkańców omawianych domów, a to zarówno na skutek epidemii, jak głodu i mrozu. Dotyczy to nie tylko północnej części dzielnicy żydowskiej – [ulice] Smocza, Lubeckiego, Wołyńska, Miła, Pawia – ale południowej części tejże – Krochmalna, Rynkowa, Grzybowska i inne. Zaznaczyć należy, że zupełne wymarcie całych rodzin było w tych domach zjawiskiem często napotykanym.
Zgrozą przejmują przytoczone w powołanych na wstępie materiałach fakty, że w domu przy ul. Niskiej 5 na 230 mieszkańców zmarło stu, czyli prawie połowa; przy ul. Ostrowskiej 14 na 196 mieszkańców – 150, czyli prawie dwie trzecie, zaś przy ul. Krochmalnej 11, gdzie zamieszkuje obecnie 400 dusz, tyleż wynosi liczba zmarłych i to tylko, o czym już była mowa, w ciągu ostatnich trzech miesięcy. 400 na 400. Są rodziny, gdzie po kolejnym wymarciu wszystkich członków pozostało tylko jedno małoletnie dziecko, Niska 5, Wołyńska 27 i inne.
Godzi się zaznaczyć, że odsetek śmiertelności wśród dzieci – wciąż w omawianych domach – w stosunku do ogólnej śmiertelności w tychże jest bardzo wysoki, niekiedy dochodzi do 50 proc., a nawet w poszczególnych wypadkach przekracza tę normę.
Zasługuje na podkreślenie wielka liczba bądź sierot, bądź półsierot.
O tragicznym stanie rzeczy w poruszanej tutaj kategorii domów świadczy nie tylko wysoka śmiertelność, ale i nie mniej zatrważająca liczba zachorowań:
ul. Ostrowska 7 na 287 mieszkańców – 252 chorych
ul. Ostrowska 14 na 190 – 190
ul. Pawia 63 na 794 – 750
ul. Pawia 96 na 659 – 400
ul. Niska 60 na 420 – 370.
Zresztą fakt niezmiernie dużej liczby chorych w powyższych domach jest powszechnie znany i podane przykładowo liczby służą tylko uplastycznieniu obrazu ogólnego.
Warunki bytowania pozostałych przy życiu mieszkańców domów-trupiarni były tego rodzaju, że trudno sobie wyobrazić coś bardziej okropnego.
Śmiertelność w getcie warszawskim wzrastała w zastraszający sposób. W okresie pierwszych czterech miesięcy 1942 r. śmiertelność wyniosła 31 tys. Ostrożnie szacując, należy przyjąć liczbę 120 tys. Żydów, którzy zmarli w Warszawie od początku okupacji do 22 lipca 1942 r. na skutek utworzenia i istnienia getta.
W okresie tzw. pokojowego i bezpośredniego sprawowania władzy przez gubernatora Fischera i Leista w Warszawie zmarło 30 proc. ludności żydowskiej. Aby zrozumieć potworność tych liczb, starczy podać, że śmiertelność wśród Żydów przed wojną wynosiła dziesięć i pół na tysiąc, a więc do 300 miesięcznie.
Zbrodnia ta została dokonana na zimno i z wyrachowaniem. Komisarz Auerswald kazał codziennie składać sobie raporty o stanie śmiertelności wśród ludności żydowskiej i według oświadczenia dr. Milejkowskiego, przekazywał je z kolei Urzędowi Gubernialnemu, a więc Ludwigowi Fischerowi. Fischer otrzymywał oddzielnie raporty o zachorowaniach na tyfus, otrzymywał również raporty o śmiertelności.
Począwszy od maja 1941 r. nastąpił zastraszający wzrost epidemii, przede wszystkim tyfusu plamistego. Według danych szacunkowych oraz wypowiedzi przewodniczącego Rady Zdrowia w getcie warszawskim dr. Milejkowskiego, 120 tys. mieszkańców getta przebyło dur plamisty. Dyrektor Stein w swoim memoriale z 1941 r. pisał: „Szpital Czyste właściwie przestał być szpitalem. Nie jest on nawet przytułkiem, albowiem człowiek chory – poza pozbawioną w dodatku większości środków pomocą lekarską – nie znajduje dosłownie nic. Żywienie chorych w szpitalu jest zupełną fikcją. Porcje dzienne, dające razem ok. 700 kalorii, nie są w stanie w minimalnym choćby zakresie podtrzymać organizmu. Toteż chory, który na swe nieszczęście musi przebywać w szpitalu dłużej, a nie ma środków na żywienie się na koszt własny, dostaje w szpitalu obrzęków głodowych i szybko umiera z głodu.
Drugą fikcją stała się czystość naszych szpitali. Chorzy leżą bardzo często bez bielizny. Brak również dostatecznej liczby materaców. Skutek – po dwóch chorych leży w jednym łóżku i to na oddziałach zakaźnych.
Nasilenie zachorowań wśród dzieci jest obecnie tak wielkie, że w szpitalu zamiast 200 chorych dzieci znajduje się 300, a przy tym odmawia się – z braku miejsca – przyjęcia przeciętnie 20 do 30 zgłaszających się chorych dzieci dziennie. Z powodu niemożności dostania się do szpitala ginie obecnie wśród biedoty żydowskiej zastraszająca wręcz liczba dzieci”. Jest to dowód sztuczności epidemii, wywołanej na skutek celowych zarządzeń.
W chwili rozpoczęcia się zupełnej zagłady getta warszawskiego nie było już właściwie epidemii duru plamistego. Wygasła, ustępując miejsca nie mniej niszczącemu działaniu głodu i gruźlicy.
Treblinka, Trawniki, Poniatowo [Poniatowa] czy Oświęcim przyśpieszały proces, który by i tak nastąpił w istniejących warunkach getta warszawskiego. Los Żydów polskich został przypieczętowany, począwszy od pierwszej chwili okupacji Polski. Tylko względy obiektywne, niezależne już od Niemców, a mianowicie widmo klęski militarnej – przyśpieszały powzięcie decyzji Ausrottung i jej pełną realizację.
Wyniszczenie głodowe nabiera właściwego wyrazu dopiero na przykładzie getta warszawskiego. Mieszkania i szpitale pełne są opuchniętych z głodu dwojakiego typu: jedni obrzękli, twarze jak balon, blade, sine, oczu nie widać, nogi spuchnięte, wzdęty brzuch zawierał nieraz kilka do kilkunastu litrów płynu; drudzy – szkielety obciągnięte skórą, ledwo poruszające członkami, leżące bezwładnie z podkurczonymi nogami. Twarze starcze, skóra wysuszona jak pergamin. Biegunka głodowa pozbawiała reszty sił żywotnych. Szczególnie dzieci ginęły w zastraszającym tempie, były to dla nich bowiem stany nieodwracalne.
Przypominam sobie relację siostry ze szpitala dziecięcego szpitala Bersonów i Baumanów, Dory Weingarten z 1941 r.: „Do szpitala zostaje przywiezione ośmioletnie dziecko, spuchnięte, z charakterystycznymi obrzękami głodowymi. Lekarz stwierdza awitaminozę posuniętą do ostatecznych granic. «Chcę jeść» – wołało dziecko. Niestety, nic już nie przechodzi przez przełyk. Umiera na oczach wszystkich”. Głód. Obraz nagminny na tle rzeczywistości getta.
I pomyśleć, że dziecko, które zginęło – jak wiele przed nim i wiele po nim – miało jedną jedyną winę – było dzieckiem żydowskim. I pomyśleć, że Ludwig Fischer, Leist i inni oprócz wielu zbrodni popełniali i tę, jedną z najstraszniejszych – spowodowali śmierć dziesiątków tysięcy dzieci żydowskich z Warszawy i dystryktu warszawskiego.
Analiza zgonów w szpitalu dziecięcym fundacji Bersonów i Baumanów za okres od 1 stycznia do 31 maja 1941 r. wykazała, że w 50 proc. przyczyną zgonów były obrzęki głodowe i gruźlica.
W późniejszym okresie ten stosunek procentowy stał się jeszcze bardziej niekorzystny.
Utworzenie Komisariatu dla Dzielnicy Żydowskiej na mocy zarządzenia władz cywilnych z 15 maja 1941 r. z adw. Auerswaldem jako komisarzem nie było w żadnej mierze podyktowane troską o ulżenie doli żydowskiej ludności getta, ale chęcią tym sprawniejszej i skrupulatniejszej kontroli śmierci tego olbrzymiego skupiska ludzkiego. Komisariat był ośrodkiem, w którym zbiegły się wszystkie dyspozycje, wychodzące przede wszystkim od szefa okręgu w Warszawie, tj. od Ludwiga Fischera. Zresztą komisariat był jednym z wydziałów urzędu gubernialnego, Wydziałem dla spraw Dzielnicy Żydowskiej. Istotnym sensem tej zmiany administracyjnej w odniesieniu do getta warszawskiego była dalsza tzw. pokojowa eksterminacja Żydów warszawskich, jako etap do mającej nastąpić totalnej likwidacji.
Zarówno utworzenie getta warszawskiego, jak i wszystko, co się w nim działo, nie było podyktowane i spowodowane faktem trwania wojny. Przyczyny leżały w zupełnie innej płaszczyźnie, jak już podkreśliłem, w płaszczyźnie światopoglądowej. Zrozumiałe też staje się, że administracja cywilna dystryktu warszawskiego uczyniła wszystko, by zniszczenie i pokojowa zagłada Żydów warszawskich wypadły jak najskuteczniej. Jej też zasługą jest, że wszystkie skoncentrowane wysiłki społeczeństwa żydowskiego w getcie nie były w stanie odwrócić procesu zagłady żydostwa warszawskiego.
Pełna odpowiedzialność za stan aprowizacji, za powstanie i trwanie epidemii oraz śmiertelność w Warszawie i w dystrykcie warszawskim, za wygłodzenie i zniszczenie największego żydowskiego ośrodka w Europie spada na gubernatorów Fischera i Leista, jako reprezentantów zbrodniczej władzy okupacyjnej w Warszawie.