STANISŁAW GRZEGORCZYK

Kapitan służby stałej piechoty Stanisław Grzegorczyk.

Do 9 lipca 1940 r. przebywałem w obozie internowanych w Kalwarii Suwalskiej na Litwie. 10 lipca 1940 r. o godz. 5.00 wojskowe straże sowieckie rozpoczęły przejęcie ok. 1,2 tys. internowanych oficerów i szeregowych, których ustawiono kompaniami w kolumnie czwórkowej ze wszystkimi rzeczami. Cały rejon otoczono silną eskortą (sowiecką i litewską) zewnątrz i wewnątrz miejskiego boiska sportowego. Oficerowie i szeregowi NKWD przeprowadzali rewizję osobistą i rzeczy internowanych od 5.30 do 11.00, oddzielając ostre przedmioty (noże, widelce, scyzoryki, nożyczki, brzytwy, żyletki, pilniki do paznokci itp.) i dokumenty. Przedmiotów tych nigdy już nam nie zwrócono. W czasie rewizji było kilka omdleń, pomocy lekarskiej nie udzielano.

O 11.20 rozpoczął się pięcio- czy sześciokilometrowy marsz obozu na stację kolejową Kalwaria. Zgłoszeń o niezdolności do marszu rzeczywiście chorych nie uwzględniono i wszyscy bez wyjątku musieli iść pieszo, a swoje „mienie” dźwigać na plecach. Dzień był upalny, bez wiatru, a marsz odbywał się w południe. Nikt nie miał wody w manierce. Marsz obozu był „ubezpieczony” przez żołnierzy sowieckich i litewskich w sile ok. [jednego] batalionu piechoty z karabinami maszynowymi na samochodach na przedzie i w tyle kolumny, oraz – przy końcu obozu – psami na smyczy. Ludność cywilną usunięto z obu stron osi marszu i na czas przemarszu wstrzymano wszelki ruch na tej drodze.

Po przejściu ok. dwóch kilometrów słabsi żołnierze, mimo rzucania swoich rzeczy, zaczęli padać jak muchy, ale pomocy lekarskiej nie udzielano; pozostających w tyle popędzano kolbami i szczuto psami (ppłk. Szapamowski, ppłk. Pawlik, kpt. Kirchmayer i wielu innych).

Na widok ten ludność cywilna „litewska” płakała. Trzy godziny wyczekiwaliśmy na transport kolejowy bez możności zaopatrzenia się w wodę. Tutaj wydano nam na osobę: dwie słone surowe ryby, trochę suchej herbaty, kawałek cukru (50 g) i bochenek chleba razowego. Była to dwudniowa sucha racja żywnościowa na drogę.

Po nadejściu transportu załadowano nas do wagonów towarowych (o ładowności 15 t), po 50–60 ludzi do wagonu, drzwi zamknięto na hak z zewnątrz i założono go grubym drutem, a okienka w górze polecono szczelnie pozamykać. Brak było zupełnie powietrza, a eskorta na postojach dokładnie kontrolowała zamykanie tych otworów. Załatwianie potrzeb naturalnych w tych warunkach było niemożliwe.

W godzinach popołudniowych 11 lipca 1940 r. cały transport przetoczono na bocznicę kolejową na stacji Mołodeczno i tu, po dwa lub trzy wagony, pod osłoną bagnetów i psów, wypuszczano nas na trzy minuty na świeże powietrze dla załatwienia potrzeb. Na stacji Mołodeczno 12 lipca wydano po wiaderku gorącej wody na wagon i tegoż dnia przeładowano nas do wagonów rosyjskich w ten sam sposób jak w Kalwarii, z tą różnicą, że były już przygotowane małe korytka w drzwiach wagonu do załatwiania potrzeb, haki przy drzwiach zaśrubowano, a górne okienka zabito gwoździami. Po raz drugi gorącą wodę – po wiaderku na wagon – wydano w okolicy Smoleńska 13 lipca 1940 r.

W czasie podróży NKWD nie zezwalało ludności cywilnej ani sowieckim osobom wojskowym na zbliżanie się do pociągu. Wieczorem 14 lipca wyładowano nas na stacji kolejowej Kozielsk, stąd marszem pieszym popędzono nas przez miasto Kozielsk do obozu NKWD, odległego od stacji o sześć do siedmiu kilometrów. W czasie przemarszu również usuwano miejscową ludność.

15 lipca, przed wpuszczeniem nas do obozu, organa NKWD (przeważnie pochodzenia żydowskiego) przeprowadziły szczegółową rewizję osobistą, rozbierając wszystkich do naga z zaglądaniem do odbytnicy. Rzeczy również drobiazgowo badano. Dokumenty, korespondencja i szczególnie odznaczenia, przedmioty wartościowe i pieniądze odebrano.

Obóz NKWD w Kozielsku mieścił się w byłym klasztorze prawosławnym, oparkaniony wysokim murem i czterorzędowym płotem kolczastym. Wewnątrz były cztery cerkwie o zniszczonych wieżach i 13 budynków poklasztornych, część murowanych i część drewnianych. W jednej cerkwi była urządzona kuchnia obozowa, w drugiej – pomieszczenia dla przeszło tysiąca szeregowych policji, w trzeciej pomieszczenia dla podoficerów (później umieszczono klub i kino), w czwartej – magazyn żywnościowy, biblioteka propagandowa i fryzjernia, w dziewięciu budynkach ulokowano przybyłych z różnych obozów Litwy i Łotwy, a w czterech budynkach odgrodzonych drewnianym płotem i drutami kolczastymi – sowiecką komendę obozu.

Warunki mieszkaniowe były fatalne, gdyż budynki były w straszliwy sposób poprzednio zaniedbane (zawilgocone, dziurawe dachy, okna i drzwi zmurszale, brak szyb itp.). Szyby wstawiono dopiero na wiosnę 1941 r. W pomieszczeniach przeznaczonych dla nas stały stare (z 1918 r.) dwu- i trzypiętrowe drewniane prycze, w których pełno było różnego robactwa, a w szczególności moc pluskiew. Ściany odrapane, a sufity groziły zawaleniem się, odpadał z nich tynk. Sale były przepełnione (na sali przejściowej o wymiarach 18 na 8 m i 4 m wysokości mieściło się 250 oficerów). Miejsca na pryczach przypadało ok. 40 cm. szerokości na osobę. Słomy do sienników nie było do lutego czy marca 1941 r., w których to miesiącach wydano nam ok. trzech do czterech kilogramów na siennik (zmurszała i zbutwiała) i po jednym bawełnianym letnim kocu. Dwa doły kloaczne dla całego obozu nie były przykryte, a położono zaledwie kilka desek na przejścia. Deski nie były przybite, co spowodowało kilkanaście wypadków wpadnięcia żołnierzy (w nocy) do dołu.

Natychmiast po przybyciu do obozu władze obozowe NKWD rozpoczęły spisywanie szczegółowej ewidencji przybyłych wraz z dokonywaniem zdjęć fotograficznych.

W pierwszej fazie badań ewidencyjnych, która trwała ok. dwóch miesięcy, położono główny nacisk na:

– wyłowienie nazwisk mniejszości narodowych (zamieszkujących na terenach okupowanych przez Sowiety wmawiano, że są oni Białorusinami, Ukraińcami, nawet Niemcami, ale nigdy nie byli i nie są Polakami);

– wykrycie nazwisk pracowników Oddziału II, pracujących społecznie i zwalczających komunizm przed wojną 1939 r., oraz wyszukanie pokrzywdzonych przez administrację państwową lub przez poszczególne grupy społeczne itp.;

– zewidencjowanie osób rodzin wojskowych i ich adresów z terenu okupowanych przez nich, a przebywających w obozie.

W trakcie tych badań starano się różnymi sposobami złamać moralnie badanego. Twierdzili, że już nigdy nie odzyskamy niepodległości Polski. Natomiast oni dadzą nam Polskę, ale czerwoną, sowiecką.

W drugiej fazie badań, która trwała ok. półtora miesiąca, pod różnymi pozorami wzywano poszczególne osoby kilka razy na dobę na przesłuchania.

W tej fazie NKWD rozpoczynało różne dyskusje polityczne, ustrojowe, oceny położenia wojennego itp. w celu zbadania panujących nastrojów, przekonań, siły moralnej i wyszukania słabszych oraz chwiejnego charakteru osobników. Po takich badaniach i przyjacielskich rozmowach podporucznik rezerwy Kozaczkowski dostał rozstroju nerwowego (odesłany do szpitala dla umysłowo chorych w Moskwie), a kpt. Wasilewski (imienia nie pamiętam) powiesił się.

W tym to czasie władze NKWD zorganizowały donosy przez naszych żołnierzy. Po zakończeniu tych badań oficerowie i oficerowie policji zostali wywiezieni do niewiadomych, nieznanych miejsc, a o których nie ma żadnych wiadomości dotychczas (kpt. Piko, kpt. Sosiński, kpt. Brunor i wielu innych).

W stosunku do badanych używano różnych gróźb: aresztowania ich rodzin, wywiezienia z Polski, użycia broni, oddania pod sąd wojenny, kar aresztu, podawanie fałszywych wiadomości pochodzących rzekomo od rodzin, wydania Niemcom itp.

Życie w obozie w tych warunkach stawało się piekłem i człowiek nie był pewny jutra.

W propagandzie swojej NKWD starało się ośmieszyć Polaków w walce z Niemcami, wprowadzić zwątpienie w siły sojuszników. Anglię nazywano wrogiem klasy robotniczej świata i prostytutką międzynarodową, z którą Sowiety wkrótce skończą. Dlatego wówczas pomagali materialnie Niemcom, żeby podtrzymać ich w walce z Anglią, a jak wyczerpią się fizycznie i materialnie obie strony – to Sowiety zrobią ze wszystkimi porządek, a ich „niezwyciężone armie dadzą całemu światu wolność i panowanie klas robotniczych”. Stale starano się ośmieszyć Anglię i poderwać do niej zaufanie.

O Niemcach nie mówiono nic negatywnego, w ogóle nie wszczynano nawet żadnej dyskusji. W maju 1941 r. władze sowieckie rozpoczęły silną agitację wśród naszych żołnierzy w celu przeciągnięcia ich na swoją stronę, dając im ulgi i przywileje w życiu obozowym. Owoce tej agitacji były, lecz bardzo nikłe. Z chwilą wybuchu wojny z Niemcami wciągnięto tych wykolejeńców na listy ochotników do armii sowieckiej i wywieźli ich z obozu już po podpisaniu układu z Anglią i naszym rządem.

29 czerwca 1941 r. cały obóz (1 maja na Płw. Kolski wywieziono tysiąc szeregowych policji, a 10 maja – 500) wywieziono w ten sam sposób jak z Litwy do Kozielska – do obozu NKWD w Griazowcu (pod Wołogdą). W drodze z Kozielska do Griazowca na stacjach kolejowych NKWD również nie dopuszczało do pociągu ludności cywilnej i sowieckich osób wojskowych, oświadczając jedynie, że wiozą faszystów Giermańców. W Griazowcu o warunkach zakwaterowania nie mogę pisać, ponieważ od 2 lipca do 15 sierpnia 1941 r. wszyscy spaliśmy na mokrej łące lub na schodach i poddaszach. Szopy bez ścian wybudowaliśmy dopiero na dwa tygodnie przed przyjazdem pana generała Andresa do obozu.

Listy pozwalano na wysyłać po jednym na miesiąc, przy końcu listopada 1940 r., w styczniu, lutym i marcu 1941 r. Po otrzymaniu pierwszej i drugiej odpowiedzi, tj. w marcu, listów od rodziny już nie otrzymywałem, gdyż za karę wstrzymano mi prawo otrzymywania i wysyłania korespondencji. Karę tę potem zastosowano do prawie wszystkich. Dużo listów nadeszło do komendy obozu, lecz podpalano nimi w piecach komendy, co większość żołnierzy widziała na własne oczy.

W czasie jednego z badań przeprowadzanych przez kapitana NKWD zwróciłem mu uwagę, że jego postępowanie z jeńcem jest sprzeczne z prawem międzynarodowym – nawymyślał mi od różnych swołoczy, oświadczając, że ich żadne prawa burżuazyjne nie obchodzą i nie obowiązują, a jeżeli ZSRR i podpisało je, to tylko dla formy i dla głupców.

Zostałem zwolniony 25 sierpnia i wyjechałem wraz z całym obozem transportem wojskowym 2 września 1941 r.

Miejsce postoju, 9 marca 1943 r.