Edward Borejko, podoficer zawodowy Wojska Polskiego.
Aresztowano mnie 9 grudnia 1939 r. na stacji kolejowej w Czortkowie, w momencie, kiedy miałem zamiar wraz z kolegami wyjechać i przedostać się przez granicę węgierską. O naszym zamiarze władze NKWD poinformowane były przez Polaka o nazwisku Rygiel pochodzącego z Czortkowa, który ostatnio pracował w wywiadzie Policji Państwowej. Po przeprowadzeniu rewizji osobistej i po zabraniu moich dokumentów załadowano mnie na przygotowany samochód. Eskortujący mnie członkowie NKWD oświadczyli, że jeżeli zrobię najmniejszy podejrzany ruch, będą strzelać bez ostrzeżenia. Przy tej okazji otrzymałem uderzenie naganem w twarz. Przewieziono mnie do więzienia w Czortkowie, gdzie przebywałem 11 miesięcy. Po dwutygodniowym pobycie zostałem w nocy wezwany na śledztwo, podczas którego zarzucono mi szpiegostwo. Podczas śledztwa bito, aby w ten sposób wymusić na mnie zeznania. W dzień po śledztwie przeniesiono mnie do innej celi, w której było już dwóch obywateli sowieckich. Następnie urządzano ponowne śledztwa co pewien czas, budząc w nocy. We wrześniu 1940 r. odczytano mi wyrok skazujący mnie sądem zaocznym na pięć lat przymusowych robót w obozie pracy (zakluczyć na piat let w łagieriach).
Z więzienia w Czortkowie w listopadzie 1940 r. zostałem przewieziony więziennym samochodem na stację kolejową i załadowany do pociągu więziennego, celem przewiezienia do więzienia w Tarnopolu. Przebywałem tam tydzień i zostałem przetransportowany wagonem towarowym do więzienia w Charkowie. Podróż trwała ponad 24 godziny, w nieogrzewanym wagonie. W Charkowie byłem ok. dwóch tygodni, stąd odesłano mnie do obozu pracy w Czibiu w Komi [A]SRR. Transport z Charkowa trwał dwa tygodnie, również w nieogrzewanych wagonach towarowych. Byłem wówczas chory, mając w chwili odjazdu z Charkowa temperaturę ponad 39 stopni. Pomocy lekarskiej w drodze nie otrzymywałem. Ze stacji kolejowej do obozu pędzono nas ok. 20 km pieszo, bez wydania posiłku i wody do picia.
Obóz nazywał się Lespromchoz i znajdował się poza miastem. Byłem tam do czasu zwolnienia na zasadzie umowy polsko-sowieckiej, tj. ok. dziewięciu miesięcy. Liczba więźniów w obozie: ok. 400. Z tego jakieś 75 proc. obywateli polskich, wśród nich dziesięć procent Ukraińców i Białorusinów i ok. 15 proc. Żydów. Władze obozowe składały się z członków NKWD. Warunki mieszkaniowe fatalne. Baraki zapluskwione, brudne. Odzież zawszona. Łaźni ani dezynfektora nie było. Wyżywienie według tzw. wyrabotki. Normy niemożliwe do wykonania, wobec czego większość otrzymywała pierwszy kocioł (400 g czarnego i mokrego chleba i raz dziennie zupa). Praca polegała na wyrębie lasu – lesopował – [następnie] przewożeniu i cięciu [drewna]. Norma wyrębu lasu wraz z obróbką i spalaniem gałęzi wynosiła siedem do ośmiu kubametrów na człowieka, podczas kiedy można było wykonać dwa do trzech kubometrów, biorąc pod uwagę wyczerpanie i brak kwalifikacji. Norma na wywózkę wynosiła 48 km, przy czym odległość do miejsca zładowania wynosiła 10 do 15 km. Norma ta ujęta była wraz z załadowaniem i rozładowaniem. Możliwość wywiezienia wynosiła do 28 km. Czas trwania pracy 12 godzin na dobę, bez przerwy i bez posiłku. Po powrocie z pracy otrzymywano obiad wraz z kolacją w postaci kaszy bez tłuszczu i ewentualnie zupy rybnej. Odzież i gumowe obuwie przy mrozie dochodzącym nieraz do 60 stopni były niewystarczające. Zdarzały się często wypadki odmrożeń, a nawet i śmiertelne. Z braku witamin i z fatalnych warunków higienicznych więźniowie zapadali na szkorbut (cynga) i krwawą dyzenterię. Wielu z nich umierało.
Pomoc lekarska była do pewnego czasu niedostateczna. Stosowano sposoby zachęcające do pracy w formie tzw. premii stachanowskich. Urządzano współzawodnictwo między brygadami (soriewnowanije). Stosowano kary w postaci sadzania do karceru. Często, sadzając do karceru, rozbierano do bielizny. Karcer było to pomieszczenie bez okien, bez podłogi, nie ogrzane, bez światła. Karę stosowano za niewyrabianie przez pewien okres normy (poniżej 30 proc.) oraz za niepójście do pracy.
Stosunek władz obozowych do Niemców przed wybuchem wojny sowiecko-niemieckiej był przyjazny. Natomiast wrogi był do Anglii, nazywano ją prostytutką. Często mawiali, że po wyczerpaniu stron walczących Związek Sowiecki zapanuje nad światem, że Polski nigdy już nie będzie itd. Stosunek więźniów sowieckich do Polski nie był przychylny. Stosunek Ukraińców i Białorusinów do Polski – możliwy.
Po umowie polsko-sowieckiej zwolnienie obywateli polskich szło bardzo wolno. Mnie zwolniono 11 września 1941 r. Pozostało na miejscu wówczas jeszcze ponad 50 proc.
obywateli polskich. Przy zwalnianiu zabierano nam ciepłą odzież (buszłak i watowane spodnie). W drodze do armii polskiej zaopatrzenie w żywność było znikome.