STANISŁAW BARAN

1. Dane osobiste (imię, nazwisko, stopień, wiek, zawód i stan cywilny):

Strz. Stanisław Baran, ur. 31 marca [1919 r.], 24 lata, student.

2. Data i okoliczności zaaresztowania:

9 lutego 1940 r. na stacji Surochów, po przekroczeniu tymczasowej granicy niemiecko-sowieckiej.

3. Nazwa obozu, więzienia lub miejsca przymusowych prac:

Więzienia Odessa, Charków, Тюр<а НКВД 34, obóz Kandałaksza, Лагер НКВД Исправительно-трудовий КАЗ. Po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej na rzece Usa w IV oddzieleniu obok Uralu.

4. Opis obozu, więzienia:

Więzienie odeskie, w którym przebywałem, stało na skraju miasta. Za czasów carskich był to prawdopodobnie klasztor, który po zajęciu władzy przez czerwonych zamieniono na więzienie. Wygląd zewnętrzny wspaniały, natomiast wnętrza okropne. Niezliczona ilość pluskiew i wszy, brak powietrza i słońca (okna zabite deskami, tzw. koszami) i wilgotna posadzka z cementu dawały się odczuwać przez całe sześć miesięcy mego pobytu. Mimo że uczęszczaliśmy do łaźni co dwa tygodnie i dezynfekowano nam tam ubrania, „współlokatorzy” wracali tak szybko, jak ich usunięto. Przechadzka: pięć minut [raz] na dziesięć dni. Jeżeli chodzi o zaprowadzenie higieny ogólnej w więzieniu, to muszę przyznać, że czynili próby, ale wyniki tych prób [były] niedostateczne z dwóch powodów: pośpiech, a z tym związana niedokładność i prymitywne sposoby dezynfekcji bielizny, ubrań itd.

Obóz pracy znajdował się nad M. Białym, przy ujściu rzeki Niwa, na wysokiej górze. Budynki drewniane, parterowe i piętrowe, były początkowo dość schludne. Z czasem jednak i w nich zamieszkały wszy i pluskwy, stając się plagą nie do wytępienia. W tej samej sytuacji znajdował się nawet szpital wojenny. Mieszkania opalane wyłącznie drewnem były dość ciepłe, z drugiej jednak strony z powodu dużej ilości mieszkańców panował zaduch i brak powietrza. Nad utrzymaniem porządku stał jeden człowiek, który zamiatał, opalał, nosił wodę czyścił umywalki itd.

5. Skład więźniów, jeńców, zesłańców:

Więzienie: na ogólną liczbę 115 więźniów przypadało ok. 20 Polaków, 15 Żydów i dziesięciu Ukraińców. Zbrodnią większości było przejście granicy, potem inne drobne i grube sprawy, o których więźniowie świadomie nie wspominali. Polacy stanowili tu odrębną warstwę, wyróżniającą się inteligencją i koleżeństwem. Tej to grupie starali się przeciwstawić Ukraińcy, którzy – mimo że stracili wolność osobistą – starali się rozmyślnie cieszyć z upadku i poniżenia Polski. Mówili: Wie teper Polszi ne bude, Niemiec dast nam Wilnu, Ukrainu. Konflikt taki panował do końca mojego pobytu w więzieniu. Trwał on w sercach i duszach obu stron, a na wylanie go, na „ręczne” potwierdzenie swych zapatrywań nie miano odwagi, gdyż podobne wystąpienia były karane karcerem. Jeżeli chodzi o Żydów, ci raczej przychylali się na naszą stronę. Czuli – i zresztą słusznie – że politykowanie jest zbędne wobec nieszczęścia, jakie spadło na nich.

Obóz: w kandałakszskim łagrze Polacy wraz z Ukraińcami i Żydami z Polski stanowili mniejszość i dlatego początkowo dochodziło do częstych bójek z ruskimi żulikami na siekiery, noże i paski. Antagonizm taki trwałby zapewne dłużej, gdyby naczalstwo nie stanęło w naszej obronie i nie wysłało pewnej ilości żulików do innego łagru. Tymczasem stosunki między Polakami a Ukraińcami polepszyły się nie do poznania. Ci, co byli z Polski, łączyli się czasem z wygody, wspólnie dzieląc dole i niedole zesłańca. Robił to brak widoków na powrót do kraju.

W obozie tym było ok. 150 kobiet, które zatrudniono przy lżejszych robotach. Prawie wszystkie zostały zesłane za niemoralne prowadzenie się. Procederu tego nie przestały kontynuować. Były wypadki, że niektóre z nich same narzucały się z propozycją wejścia w bliższe stosunki, oferując w zamian chleb i kupony na obiad. Cel uświęca środki. Zapłodniona kobieta zwalniana jest od pracy na okres ok. półtora roku, otrzymuje opiekę lekarską, lepiej jest odżywiana. A o to przede wszystkim chodzi każdemu, kto dostanie się na daleką Północ. To zaś, że jej dziecko po odkarmieniu nie będzie jej własnością, to jej nie przeraża. Wie, że pod okiem wychowawców wyrośnie z niego człowiek, którego zwą partyjnyj.

Przekleństwa, wulgarne piosenki, wymyślanie Bogu, rodzicom, nawet martwym przedmiotom to codzienny pokarm złodziejaszków rosyjskich, pokarm, który zasmakował i naszym.

6. Życie w obozie, więzieniu:

Jeżeli chodzi o życie codzienne w więzieniu, to zasadniczo nie jest ono ciekawe. Wyżywienie – jak na stosunki sowieckie – przeciętne. Każdy otrzymywał na miesiąc tytoniu za pięć rubli.

Obóz: Po pobudce odtrąbionej przez trębacza, wszyscy po poprzednim ubraniu się szli do kuchni po ranną, lekką zupę. Za godzinę wszystko już było gotowe do pracy. Przy bramie siedział harmonista, który odchodzącym brygadom wygrywał różnego rodzaju pieśni. Miało to być bodźcem do intensywnej pracy. Brygadami, pod osłoną konwojenta, ruszano do lasu lub do nowo budujących się fabryk. Postacie skazańców idą szybko, nie oglądają się, nie patrzą przed siebie. Jak stado baranów skupieni, szli tam, gdzie ich pastuch prowadził. Z ust buchała para i rozlewała się w mroźnym powietrzu. Porwane buty wydalały swymi szparami szmaty, papier, pakuły i siano, którymi owijano sobie nogi. Jedni szli w czuniach, drudzy w gumiakach zrobionych z opon samochodowych, inni jeszcze w polskich wojskowych butach. Jeden tylko brygadier nosił walonki, a tym samym kpił sobie z mrozu. Wszyscy natomiast mieli ciepłe czapki z nausznikami i dość przyzwoite watowane kurtki. Po zajściu na miejsce pracy wyznaczano normę i rychło przystępowano do jej realizacji. Jakie były normy, tego nie pamiętam, ponieważ rodzaje robót można było liczyć na setki, a prawie codziennie dostawaliśmy inne zadanie. Kopaliśmy doły, ładowaliśmy na samochody piach, kamienie, cement, cegły, odgarnialiśmy śnieg z dróg, karczowaliśmy las, osuszaliśmy teren, budowaliśmy domy itd. itd. Praca trwała 12 godzin, w tym godzina przerwy, podczas której przywożono obiad. Tylko „stachanowcy” wypełniający normę mieli prawo do niego. Wykonać robotę wyznaczoną z rana było bardzo ciężko, toteż uciekano się do różnych sposobów, by zdobyć dla siebie jak największą liczbę procentów.

Jednym z takich sposobów było przekupienie dziesiętnika, któremu ofiarowywano polskie spodnie, buty, palto lub też ruble. Podczas silnych mrozów pracowano już nie po to, by zarobić na chleb, tylko aby się zagrzać. Po skończonej pracy wracano do obozu i po obmyciu się pobierano zarobiony posiłek. Szczęściem nie lada było być „stachanowcem”. Szedł on do stołówki i tam przy dźwiękach orkiestry zjadał obiad (nie z kociołka) na stole pokrytym ceratą. Co do wynagrodzenia za pracę, otrzymywano je w wysokości od 2 do 15 rubli, zależnie od [wykonanych] procentów. Prócz tego miesięcznie wydawano cukier w znikomej ilości, tzn. 250 g na wypełniającego normę.

W każdym baraku zainstalowano megafon, przez który nadawano muzykę i wiadomości. Prócz tego wygłaszano różne odczyty i mowy o charakterze propagandowym, które niekiedy były naiwnie głupie, lecz równocześnie były wiernym odbiciem stosunków panujących w obozie. Kilka razy na wolnym powietrzu dawano film, jakim może poszczycić się tylko propaganda sowiecka. W każdym baraku otworzono świetlicę, w której znajdowały się szachy, domino, warcaby, książki i gazety. Na ścianach umieszczono karykatury niektórych zesłańców, ośmieszające ich za niewykonanie norm, za karciarstwo, złodziejstwo, pijaństwo lub stosunki z niewiastami.

7. Stosunek władz NKWD do Polaków:

Sposób badania НКВД [NKWD] był po większej części dość grzeczny. Wbrew temu, co niektórzy mówią, jakoby byli poddawani torturom, twierdzę, że w stosunku do mnie byli bardzo uprzejmi i nie okazywali najmniejszej chęci znęcania się nad badanymi. Nie przeczę jednak, że były takie wypadki, ale były one może wyolbrzymione fantazją opowiadającego. Informacje o Polsce podawano w taki sposób, by nasz kraj wyszedł w oczach wszystkich jako twór sklecony przez burżujów i panów, nienadający się do samostanowienia. Ludność Polski była bardzo biedna, schorowana, bez opieki lekarskiej, bez chleba, bez pracy. Wyobrażano sobie Polskę, gdzie przy pługu zamiast konia stoi chłop polski z rodziną, a oraczem jest burżuj. Na szczęście informacje takie zwalczaliśmy, a ciekawym mówiliśmy prawdę. Natomiast propagandę komunistyczną można było spotkać na każdym kroku, domu, na każdym płocie. Wniebogłosy wydzierano się przez radio o szczęściu rodzaju ludzkiego w Rosji i przyszłym szczęściu całego świata po dojściu do władzy komunistów. Ośmieszanie Polski i Polaków uległo zmianie z chwilą nawiązania stosunków [naszego rządu] z Rosją Sowiecką.

8. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:

Szpitale więzienne i obozowe były dość czyste, jedyna plaga, to pluskwy i wszy, których nie można było w żaden sposób wytępić. Prócz lekarzy rosyjskich byli i lekarze Polacy, którzy szczególną opieką otaczali chorych rodaków. Tu również można było za niewielką zapłatą zostać chorym i być zwolnionym na kilka dni od pracy. To stało się powodem, że naprawdę chorzy chodzili do pracy, a zdrowi leżeli w tym czasie na pryczach. Warunkiem uzyskania zwolnienia była gorączka 37,3 [stopni]. Chory bez gorączki nie był chorym. Słabsi fizycznie i młodzi byli tzw. słabosiłką, chodzili do pracy, z tym że nie mieli oznaczonych norm.

9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?

Utrzymywałem łączność listowną ze znajomymi z Kowla. Rodzina, która znajdowała się pod zaborem niemieckim, nic prawdopodobnie nie wiedziała o sytuacji, w jakiej się znalazłem. Listy wysyłane do Kowla były powściągliwe z powodu ostrej cenzury.

10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?

20 września 1941 r. zostałem zwolniony z pieczorskiego łagru, w którym przebywałem od chwili wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. Bezpośrednio po uzyskaniu wolności mieliśmy jechać do Buzułuku, ponieważ jednak miejscowość ta była zapełniona ochotnikami, skierowano nas na południe do Uzbekistanu, gdzie przez pięć miesięcy byłem w Turtkulu. 8 marca 1942 r. stanąłem na komisję wojskową, a po kilku dniach wyjechałem do Kermine, gdzie otrzymałem mundur.

Miejsce postoju, 26 stycznia 1943 r.