Kanonier Piotr Chudyk, ur. w 1921 r. we wsi Myszkowice, pow. Tarnopol, rolnik, kawaler.
Wywieziony zostałem na wysyłkę 13 kwietnia 1941 r. Zostałem zabrany wraz z rodzicami, załadowany na stacji kolejowej Mikulińce–Strusów. W wagony towarowe naładowali nas jak śledzi w beczkę i wieźli do Rosji. Po drodze dawali nam po 200 g chleba dziennie i raz na dobę gorącą wodę. Wagony, w których byliśmy załadowani, były strzeżone przez strażników. Zawieźli nas do semipałatynskoj obłasti, w stepy, daleko od miast i wiosek, na ciężkie roboty od świtu do późnego wieczora, w głodzie i chłodzie. Płacono nam bardzo mało, np. mój miesięczny zarobek wynosił 80–90 rubli, z czego można było wyżyć dwa, trzy dni. Mieszkania nasze były gorsze jak świńskie chlewy, mieszkaliśmy w ziemlankach wykopanych w ziemi.
Co do propagandy sowieckiej, to mówiono nam, że Polski już nie będzie, że przepadła, a komunizm ma zapanować na całym świecie. Pracowało się tam dzień w dzień, kto by się odkazał od pracy, to wywozili w nieznanym kierunku.
Dużo umarło z głodu, np. Skrętkowicz Kazimierz z Tutkowa, pow. Trembowla, i wielu innych, których nazwisk nie pamiętam.
Sowieckie władze bardzo źle się do nas odnosiły, nazywali nas protiwnyky, buntywniki Sowieckiego Sojuza, polski legiony.
I tak to było aż do podpisania paktu polsko-sowieckiego w lipcu 1941 r. A w lutym 1942 r. wstąpiłem do polskiego wojska do 10 Dywizji w Ługowoj.