St. ochotniczka Władysława Chmielewska, ur. 24 stycznia 1918 r., ekspedientka, panna.
Aresztowana 3 lutego 1940 r., za przejście „granicy” w Brześciu nad Bugiem. Szłam do rodziny zamieszkałej w Warszawie.
W więzieniu w Brześciu byłam od 3 lutego do 27 czerwca 1940 r., potem w Homlu do 12 sierpnia i od 1 września do 9 września 1941 r. w Tiemnikowskich Łagierach (Mordowska ASSR), Poćma.
Warunki zdrowotne i higieniczne w więzieniu były straszne. Maleńka cela w podziemiu, ściany, podłoga z cementu, maleńkie okienko. Zaduch nie do wytrzymania. Ściany mokre od wilgoci – koło okienka spływa woda. Nary z desek na kilka osób, reszta leży na cemencie, bez sienników, okryta płaszczami, szmatami. Brud, wszy nie do wytrzymania, w rogu „parasza”. Wychodzimy z celi raz na 48 godzin. Osób 43, o spaniu trudno myśleć. Spać trzeba na zmianę lub na siedząco. W nocy przeraźliwe krzyki naszych mężczyzn z karceru. Badania przechodziłam dwa razy – trwały od [godz.] 13.00 do 8.00 rano. Po dwu badaniach śledztwo było zakończone.
29 czerwca 1940 r. wywieziono nas do więzienia w Homlu. Droga była straszna. W wagonach z oknami zakratowanymi, zamkniętych, jechało nas po 30–40 osób. Upał straszny. Na dzień dostawaliśmy po kawałku chleba i suszoną soloną rybę. O krople wody do picia trzeba było walczyć. Były dni, że wody nie dawano wcale, czasem wiadro na dzień na 40 osób. W nocy co parę godzin prowierka – sprawdzali, czy kto nie uciekł.
W Homlu w więzieniu warunki były podobne, tyle, że nie siedziałyśmy w podziemiu, była podłoga z desek, sucho. Jedzenie: co dzień zupa na zepsutej rybie na obiad, rano i wieczorem gorąca woda i 600 g chleba. W celi pełno chorych: na czerwonkę, cyngę, rany z odmrożenia. Pomoc lekarska żadna.