MARIA MARKIEWICZ

Maria Markiewiczówna
kl. VI
Publiczna Szkoła Powszechna w Seredzicach
pow. iłżecki
Seredzice, 15 listopada 1946 r.

Chwila najbardziej pamiętna dla mnie z czasów okupacji

Chwila najbardziej pamiętna dla mnie z czasów okupacji to ta najokropniejsza, którą przeżyłam w moim życiu, jak aresztowali tatusia. Pewnego dnia przyszła do nas wiadomość, żeby tatuś stawił się w Urzędzie Gminy Błaziny. Nazajutrz rano tatuś poszedł do gminy. Tam zastał wielu mężczyzn. Siedzieli oni, czekając, nie wiedząc na kogo, nie przeczuwając nieszczęścia. Po paru minutach przybyli Niemcy i zaaresztowali wszystkich. Skuli w kajdany [i] popychając jak psy, powpychali do samochodów stojących przed gminą. Mamusia, nie wiedząc o nieszczęściu, martwiła się, że tatusia nie widać. Nie mogąc [się go] doczekać, udała się do gminy, gdzie nie znalazła nikogo, tylko dowiedziała się od stróża, że Niemcy wywieźli [mężczyzn], [ale] nie wiadomo gdzie. Gdy mamusia wróciła do domu i oznajmiła, że tatuś jest wywieziony, [ale] nie wiadomo gdzie, z naszych serc jakby na komendę wyrwał się krzyk rozpaczy. W tym dniu w naszym domu było słychać tylko płacz. Po paru dniach dowiedzieliśmy się, że tatuś jest w Wierzbniku. Mamusia jeździła do niego. Gdy [pewnego razu] mamusia była w Wierzbniku, nie zastała tatusia w więzieniu, poszła więc na plac [?], gdzie były samochody. Gdy [tak] stała, nie wiedząc, gdzie iść, otworzyły się drzwi budynku i zaczęli wychodzić nasi mężczyźni skuci po dwóch. Wśród nich mamusia zobaczyła tatusia. Wszyscy byli bez czapek, zarośnięci, widać było, że się nie golili. Mamusia na ten widok, upadłszy na bruk, zemdlała. Nie wiedziała potem, co się działo. Gdy odzyskała przytomność, już nikogo z więźniów nie było, tylko oddalające się samochody z więźniami. Długi czas nie wiedzieliśmy, gdzie się tatuś podziewa. Wreszcie przyszedł list z Oświęcimia. Były trzy listy, a za czwartym razem otrzymaliśmy telegram, że [tata] nie żyje. Wszyscy zostaliśmy w wielkim żalu i rozpaczy.