Kpr. Szymon Willmann, 42 lata, ziemianin, kawaler.
Zostałem aresztowany 20 listopada 1939 r. w miasteczku Gródek Jagielloński (Małopolska) przez sowieckie NKWD i osadzono mnie w więzieniu we Lwowie w „Brygidkach”, gdzie przebywałem przez dziewięć miesięcy, i skąd 12 czerwca 1940 r. zostałem wysłany transportem do więzienia w Kijowie pod nazwą Łukianowskie/Kirolenka [?], gdzie leżałem w szpitalu więziennym jako chory z powodu pobicia mnie przez członków NKWD przy przesłuchaniu. W szpitalu pozostawałem do lipca 1940 r. Stamtąd zostałem wysłany do Starobielska do więzienia do chwili wyroku. W Starobielsku zapadł wyrok, mocą którego zostałem skazany zaocznie na osiem lat więzienia.
Wskutek ciężkiego pobicia straciłem słuch, od czego dotychczas niedomagam i czuję bóle głowy. Opieka w szpitalu była bardzo zła. Traktowanie również złe, prześladowano mnie jako Polaka. Higiena bardzo zła, miałem dużo wszy i innego robactwa. Ze szpitala wypisano mnie niewyleczonego, ze stanem podgorączkowym. Zarzucano mi, że byłem ziemianinem i należałem do organizacji Strzelca w Rodatyczach (Małopolska), gdzie dzierżawiłem posiadłość ziemską. Katowano również dlatego, że nie chciałem [nieczytelne] Polaków społecznie [nieczytelne]. Karę więzienia odbywałem z panem mjr. Henrykiem Urbańskim, sędzią śledczym ze Lwowa Franciszkiem Jakubowskim, synem podkomisarza Policji Państwowej ze Lwowa, Adolfem Killerem naczelnikiem PKP, który solidaryzował się ze mną, [nieczytelne] z panem ppłk. Januszem znajdującym się obecnie w 7 Dywizji Piechoty panem ppłk. [nieczytelne] w 7 Dywizji Piechoty byłego prezydenta miasta Krakowa oraz panem kpt. Doboszem [sic!]. W więzieniu lwowskim zostałem pobity przez dwóch kryminalistów ze Lwowa, niejakich Pompacha i [nieczytelne], świadkiem w tej sprawie panowie mjr Urbański, Jakubowski i Killer. Byłem bardzo załamany moralnie i psychicznie, gdyż przed aresztowaniem straciłem matkę, która zmarła na udar serca z powodu uderzenia pocisku armatniego w dom rodzinny.
W Starobielsku w szpitalu przechodziłem operację na [nieczytelne] z powodu złego odżywiania [nieczytelne], ową operację przeprowadzali mi dr Okular, kapitan z Żywca i dr [nieczytelne], kapitan ze Lwowa. Oprócz kontaktowania się z wyżej wymienionymi byłem tak załamany psychicznie, że przebieg dnia [nieczytelne] przechodził mi prawie na [nieczytelne].
Ze Starobielska zostałem wysłany na Kołymę – Magadan. Tam ciężko pracowałem przy eksploatacji leśnej i przy składaniu skrzynek z prochem [nieczytelne]. Wstawałem do pracy o godz. 5.00 i pracowałem bez przerwy nocami. Wyżywienie składało się z 400 g chleba, gdy wypracowałem normę na sto procent, ale nie mogłem jej wypracować z powodu stanu chorobowego. Otrzymywałem więc 200 g chleba i wodę. To wycieńczyło mnie zupełnie, wskutek tego dostałem zaniku pamięci i nerwicy serca. Za pracę nie pobierałem żadnego wynagrodzenia, a nawet zrabowano mi 150 dolarów, 2,5 tys. złotych, zegarek srebrny [nieczytelne], sygnet z 2,5 karatym brylantem, papierośnicę i wieczne pióro (Mont Blanc). Obchodzenie z Polakami tak złe, że trudno mi opisać, niżej wszelkich zasad. Żadnej łączności z krajem ani rodziną nie miałem.
Zostałem zwolniony z więzienia w październiku 1942 r., 20 marca tego roku wstąpiłem do armii polskiej [sic!]. Nadmieniam dodatkowo, że rodzina moja jeszcze znajduje się w Rosji, w Kazachstanie, Semipałatyńsk. Składa się z ojca Abrahama Willmanna (81 lat), braci Mieczysława Willmanna (46 lat), Norberta Willmanna (55 lat), wraz z żonami – Dorą Willmann (40 lat), Dorinką Willmann (32 lata) i Janką Wagnerówną (27 lat).
Miejsce postoju, 1 marca 1943 r.