HENRYK WARSZA

Kpr. Henryk Warsza, żołnierz zawodowy, 27 lat, kawaler.

3 maja 1940 r. zostałem aresztowany przez Litwinów w Wilnie na ul. Wielkiej, koło kościoła św. Kazimierza i osadzony w więzieniu wileńskim na ul. Łukiszka [sic!], w celi nr 6, gdzie zaznaczono mi, że byłem podoficerem w Wojsku Polskim i branie udziału w śpiewaniu „Boże, coś Polskę…” tegoż dnia i nielegalne przebywanie na terenie okupowanym przez Litwinów. Po przeprowadzeniu dochodzenia 15 maja 1940 r. odkonwojowany do stacji kolejowej Staszyły i oddany w ręce bolszewików [zostałem] osadzony w więzieniu w Lidzie. Bolszewicy zarzucają mi, że byłem kapralem i ciemiężyłem robotników, współpracowałem z oddziałem II i prowadziłem politykę przeciw ZSRR. We wrześniu 1940 r. zostałem odkonwojowany na północ, stacja kolejowa Czibiu, obóz nr 1. Tam pracowałem do grudnia.

W grudniu zostałem wyznaczony na etap i wywieziony na [nieczytelne] do budowy nowego obozu celem wydobywania nafty. Po zaprowadzeniu na nowe miejsce, gdzie miał stanąć obóz, zastaliśmy tam w lesie na polanie wystawiony przez naszych poprzedników namiot na 125 ludzi i kuchnię polową. Poza tym tylko las i śnieg. W namiocie były zrobione piętrowe nary i dwa piecyki z beczek po nafcie służące do opalania.

Rozpoczęła się praca. Połowa z nas została wyznaczona do noszenia desek i trocin do następnego obozu, odległego od naszego o ok. osiem kilometrów. Druga połowa została wyznaczona do obijania namiotu deskami. Po uszczelnieniu ścian namiotu zaczęto budowę dachu nad kuchnią, żeby zasłonić od śniegu. Warunki mieszkaniowe były okropne, parę metrów od piecyka, na górnych pryczach, było tak zimno, że czapka przymarzała do plandeki. Nie było żadnych koców ani też sienników, spałem w tym samym ubraniu, co i pracowałem, zmoknięty od śniegu i zmarznięty.

W obozie znajdowali się też więźniowie polityczni i kryminalni. Polityczni pochodzili z Polski, kryminalni zaś z Rosji i to oni zajmowali czołowe stanowiska w obozie. Między Polakami znajdowali się i Żydzi, którzy uciekli w czasie wojny z okupacji niemieckiej na teren okupowany przez Rosję i zostali wywiezieni do obozu pracy. Ludność polska trzymała się razem i pomagała jeden drugiemu w pracy, a przy posiłku dzielili się ostatnim kawałkiem chleba. Życia kulturalnego nie było zupełnie. Po zbudowaniu dachu nad kuchnią zostaliśmy podzieleni na brygady robocze. Ja trafiłem do brygady ciężkiej, która miała za zadanie budowę szybów naftowych.

O godz. 6.00, po śniadaniu, które zawierało zaledwie parę łyżek kaszy owsianej, wyszliśmy z obozu ze swoim rosyjskim brygadierem, który w rozmowie oświadczył, że otrzymał pięć lat pracy przymusowej za zabójstwo. Teren, po którym szliśmy, był bagnisty, pokryty śniegiem na wysokość kolan, a rosły tam tylko drzewa iglaste. Zimno przenikało do szpiku kości. Ubrany byłem w buty zrobione z opony samochodowej, ubranie, przez które przenikało zimno, miałem podarte: koszulę letnią, na którą nakładałem krótką watowaną kurtkę, rękawice uszyte przeze mnie z worka. Po paru godzinach doszliśmy na miejsce pracy. Zastaliśmy tam ściętą młodą sosnę, która oznaczała, że tu ma stanąć szyb naftowy. Brygadier wyznaczył miejsce i kazał oczyścić ze śniegu, a potem wykopać ziemię na 7 m długości, 3 m szerokości i 75 cm głębokości – w tym miejscu miał stanąć fundament szybu naftowego. Ziemia była zmarznięta, trzeba było ją rozbijać żelazami – drągami, kilofami itp.

Po paru godzinach pracy jeden stary Polak, który liczył ok. 56 lat, nazwiska nie pamiętam, podszedł do ogniska, by ogrzać się. Strażnicy rzucili się na bezbronnego starca, którego zbili i kopali w okropny sposób, tak że ciało zamieniło się w jedną śmieć [sic!]. Nie mógł pracować, tylko leżał w śniegu i jęczał z bólu. Po wykopaniu wyznaczonego miejsca ścięliśmy sosnę, która pod swoim ciężarem schowała się w śniegu. Trzeba było ją wyciągnąć i oczyścić na belkę służącą za fundament. Zaczęło robić się ciemno, zbliżała się godzina końca roboty. Strażnicy i brygadier zawołali nas do ogniska i oświadczyli, że jeżeli nie będziemy pracować, to ze wszystkimi tak będzie jak z tym starcem. Biedny stary z ledwością doszedł do namiotu, nawet nie miał siły pójść na obiad do kuchni. Obiad i kolacja były sporządzone z zielonych liści kapusty ugotowanej na wodzie i paru łyżek kaszy owsianej, 600 g chleba i [to był] cały posiłek.

Nastała noc zimna, każdy tulił się, jeden do drugiego. Stary po paru tygodniach zakończył swoje życie i to czekało nas wszystkich. Nie było komu się poskarżyć, bo nikt z władzy sowieckiej nie zwracał na to uwagi, słychać było z ich ust brutalne słowa. Normy pracy były ogromne. Wystawienie szybu naftowego przez brygadę ciesielską, która liczyła 14 ludzi, planowano na osiem dni. Nikt tej normie podołać nie mógł. Wynagrodzenia pieniężnego nie otrzymywaliśmy zupełnie. W celi więziennej, w której za czasów polskich przebywało 15 ludzi, u nas było 38 i z tego dwóch ciężko chorych, jeden na otwartą gruźlicę, drugi zaś na czerwonkę. Powietrze okropne. Na oknach wisiały blaszane kosze. Pomoc lekarska była bardzo słaba. Na wysłane z obozu listy do rodziny odpowiedzi nie otrzymywałem.

Nadszedł 18 października 1941 r. Zostałem zwolniony z obozu pracy. Mimo mojej prośby do komisji zwalniającej o dostanie się do Wojska Polskiego, odpowiedzieli mi, że żadnego polskiego wojska nie ma w Rosji, a jest tylko wojsko robocze i jak będę potrzebny, to rosyjska władza wezwie, a teraz trzeba jechać tam, gdzie wezwą pracować. Zostałem wywieziony do Syktywkaru (Komi ASSR), gdzie pracowałem w warsztatach stolarskich. Normy były bardzo wysokie. Warunki mieszkaniowe straszne, niczym nie różnią się od obozowych. Wynagrodzenie za pracę jest tak małe, że zaledwie wystarcza na wykupienie 600 g chleba. Nastaje ocieplenie, mróz spadł do 35 stopni. Postanowiłem dostać się do wojska. 20 marca 1942 r. wybrałem się z kolegą na piechotę z Syktywkaru do Ajkino, odległego o 127 km. W Ajkino dostałem się na pociąg i udałem się do Kotłasu, gdzie zostałem na placówce polskiej i oczekiwałem na transport. Transport ruszył dopiero w drugiej połowie kwietnia. 5 maja 1942 r. staję na komisję wojskową w Guzarze [Guzor] i zostaję przyjęty do 2 Kompanii Żandarmerii.

Miejsce postoju, 22 lutego 1943 r.