Strz. Jakub Goldberg, ur. 14 października 1899 r. w Kocku, pow. Łuków, woj. lubelskie.
Zamieszkiwałem w Warszawie przez 25 lat, pracowałem w mechanicznej fabryce obuwia. Zostałem powołany do wojska 1 września 1939 r., w dzień mobilizacji do Dowództwa Okręgu Korpusu nr 1. Brałem udział w wojnie z Niemcami i zostałem przez sowiecką armię wzięty do niewoli z całym oddziałem 22 września pod Kowlem, w Werbie. Stamtąd odwieźli nas do Zdołbunowa i tam puścili nas na stację, powiedzieli: „Czekajcie na pociąg, którym pojedziecie do domu”. Czekaliśmy dwa dni na stacji. Gdy przyszedł pociąg, wsadzili nas na sowieckie wagony. Zamiast do domu, zawieźli do Szepietówki na terenie Rosji. Dali nam warunki bardzo ciężkie, staliśmy w ogonku [przed] kuchnią od rana do wieczora i jedni dostali, a drudzy nie, bo dużo było ludzi, nie nadążyli dowieźć i nagotować. Było nas ok. 40 tys. Chleba dawali po 500 g na człowieka, 20 g masła i parę kawałeczków cukru, a nieraz konserwy z ryb, pudełeczko na dwóch.
Przeżyliśmy tak dwa tygodnie, a potem odesłali nas na teren Polski. Maszerowaliśmy 24 godziny do najbliższej stacji (nazwy stacji nie pamiętam), załadowali do wagonów i odwieźli nas do Dubna. Tam zamieszkaliśmy w fabryce chmielu. Pożyliśmy tam dwa tygodnie, poprawili warunki życiowe, jeść dali dość, a resztę naród cywilny przynosił do obozu. Kto miał pieniądze, mógł sobie dokupić, co chciał. Stamtąd odwieźli nas do miasteczka Werby, pow. Dubno i zakwaterowali nas w tartaku, gdzie żyliśmy i chodziliśmy do pracy na budowę drogi do bicia szabru. Pierwsze dni, do [osiągnięcia] wprawy, nic nie płacili i nie [było] normy. Potem ustalili normę dzienną 60 setnych metra sześciennego. Kto wykonał normę, to otrzymał kilogram chleba i możliwe jedzenie. Kto nie wykonał, to dostał 600 g chleba i gorsze jedzenie. Potem poszedłem do warsztatu szewskiego, reperować buty naszym żołnierzom. Zarabiałem razem z przeżyciem 30 rubli miesięcznie. Mieliśmy możność posyłać i otrzymywać listy i posyłki. Otrzymywali ci, którzy byli pod zaborem sowieckim.
Po zakończeniu tej szosy odesłali nas do Brodów, na okres zimy odpoczywaliśmy w lepszych warunkach. Zakwaterowanie mieliśmy w zamku [?], mieszkania były ogrzane i oświetlone, było radio i świetlica. Pracowaliśmy dwa dni w tygodniu przy oczyszczaniu dróg ze śniegu. Otrzymywaliśmy 800 g chleba i trzy razy dziennie potrawę. Pieniędzy nie płacili. 1 stycznia 1941 r. wywieźli nas do stacji Budziłów [Budyłów] do łamania i wydobywania kamieni, gdzie pracowaliśmy do wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej.
Gdy wybuchła wojna, to zebrali nas wszystkich i gonili do Rosji. Maszerowaliśmy dzień i noc bez żadnego odpoczynku cały miesiąc. Przeszliśmy ok. tysiąca kilometrów, a samoloty niemieckie bombardowały nas z góry. Zabitych zostało 46, a 250 rannych. Tak doszliśmy do miasteczka Złote Noszy [Złotonosza], tam była przerwa marszu.
Załadowali nas na wagony i odwieźli do Starego Bielska [Starobielska]. Tam byliśmy dwa tygodnie. Nie wiedzieliśmy o niczym, lecz krążyły pogłoski, że rząd polski zawarł z Sowietami umowę i mają nas zwolnić. W tym czasie przyjechał do nas do łagru polski pułkownik i objaśnił nam wszystko. W tym czasie zwolniono nas z obozu, dali po 500 rubli i odwieźli nas do polskiej armii do Tocka [Tockoje].
Do dnia dzisiejszego jestem w wojsku polskim, przy Dowództwie Etapów Ośrodka Zapasowego.
8 marca 1943 r.