Kpr. Jan Chwastek, ur. 6 stycznia 1900 r. w Grzegorzewicach, pow. Olkusz, żonaty.
Od 1925 r. mieszkałem na Polesiu, kol. Rowiny, pow. Drohiczyn Poleski jako cywilny osadnik. 27 sierpnia 1939 r. zostałem powołany do służby w policji w Motolu. 22 września po upadku Polski dostałem się nazad do domu swego i widziałem, jak Sowieci u nas się gospodarzyli. Sklepy zostały kupcom odebrane, towary wywozili każdej nocy do Rosji. Za kilka tygodni nie można było w mieście [nic] kupić. Kolejki pod sklepami cały dzień stały i nic nie można kupić, bo bojce zakupywali co mogli i płacili duże pieniądze. Zostaliśmy bez soli, nafty i cukru. Nam, osadnikom, pozabierali cały nasz dorobek, a nas z rodzinami wywieziono tak jak staliśmy, bo nas zabrano ze spania o 1.00 w nocy 12 lutego 1940 r. Kazali z sobą zabierać tylko to, co w sypialni było, do kuchni i spiżarki nie puszczali, bo trzeba było stać smirno, nie ruszać się. NKWD-zista stał nad głową z naganem i krzyczał bystriej.
Głosowanie się teraz odbyło do urny w sposób nachalny, presydacia chodził po domach i nakazywał surowo, żeby Polacy wszyscy poszli do urny i oddali głos. Po głosowaniu przyjechało do mnie dwóch NKWD-zistów i opisali mnie, i dzieci, i żonę: gdzie ja służyłem i co ja robiłem.
Przywieźli nas do obłasti archangielskiej na posiołek. Nasza podróż trwała 14 dni. Podczas podróży byliśmy eskortowani przez bojców. W wagonie siedzieliśmy po osiem–dziesięć rodzin. Wody nam nie dawano, tylko oknami sięgaliśmy po śnieg z dachu wagonu. Jak się upominaliśmy, to nam mówiono: Siejczas, skoro dojedziem, wsio budiet. Na każdym miejscu nam kłamano.
W posiołku 27 lutego pospisywali brygady, ja zostałem wybrany do brygady gruzczyków. Pracowałem dzień i noc z kolegami; ciężko i zimno. Wynagrodzenie było na dekadę po 30 rubli, tak że my sami [się] nie mogliśmy wyżywić, a miałem pięcioro dzieci i żonę do utrzymania. Zrobiło się cieplej. Wysłałem żonę i dwóch synów do roboty, tak że nas pracowało czworo na tych troje dzieci. Trudno było ich wykarmić, bo na dzieci dawali tylko 400 g chleba (na robotnika 800) i pochlopki, czyli postny bulion. I tak żyliśmy.
Komendant NKWD robił często zebrania i tłumaczył, że przyjechaliśmy tu na wsiechda, zabudtie oPolsce, tolko nada normu wypracować. Polska na wsiechda propała. Wpajał w nas gangrenę, że Boga nietu, Stalin bogiem, obrazów nie zezwalał wieszać na ścianie, książki od nabożeństwa pozabierał i, jak zostałem aresztowany, tom widział książki na podłodze poskładane w komendanturze.
11 stycznia 1940 r. [sic!] zostałem aresztowany przez komendanta Mojsiejowa. Wskoczył w nocy o 1.00 i przeprowadził ścisłą rewizję. Nic nie znaleziono, zabrali mnie, poprowadzili do komendantury na badanie. Tej samej nocy aresztowano nas, pięciu Polaków, jako działaczy wragasowieckiej właści i nas pognali do rejonu. Tam nas trzymali osiem dni, zmuszali nas do przyznania się, gdzie robiliśmy tajne zebrania i co omawialiśmy. Różnych sposobów używano na śledztwie. Trzymali nas pięciu w tiurmie od 11 stycznia do 26 lipca, pokąd nie skończyli śledztwa. Oskarżyli nas z 58 statii 10 i11 punkt. Sąd miałem 26 lipca w Piesecku [Plesiecku], zostałem skazany na osiem lat łagru.
Po sądzie, 27 [lipca], zostałem wywieziony do łagru. W łagrach gonili mnie co dzień do roboty, odżywianie miałem (i koledzy moi) słabe, bo nam dawano pierwszy kocioł i 400 g chleba, tyle [nieczytelne] zapracować. Za robotę płacić nie płacili, normę trudno było wyrobić i tak byłem cały czas głodny i chłodny.
Przyszedł czas naszego wybawienia. 3 października [1941 r.] zostałem zwolniony. Przez ten czas mego [pobytu] w tiurmie i w łagrach nie miałem wiadomości o rodzinie, listów z łagru nam nie zezwolono pisać do żony i dzieci na posiołek. Jak nas zwolnili, to nas skierowali w stronę południową do Orska, z Północy wozili z miejsca na miejsce, głodnych i obdartych. Wszystko kierowali do kołchozu, tak że przywieźli nas 19 grudnia na kołchoz w Kirgistanie, co tam nic więcej nie było, tylko watę siali, a my te łebki zbieraliśmy i za to dawali 250 g lepioszki, bo w kołchozie Kirgizi sami nie mieli co jeść. Po kilku dniach zaczęliśmy opuszczać ten kołchoz, wyjechałem szukać swojej żony i dzieci. Odnalazłem ich w Bucharze, pobyłem sześć dni razem z żoną i dziećmi i zostawiłem żonę, a sam z synem poszedłem na komisję i zostałem odesłany z synem do Kiermine [Kermine] do Wojska Polskiego. Syna przydzielili do 22 Pułku Piechoty, a mnie do Batalionu Drogowego [w] Narpaju. Wstąpiłem do wojska 15 lutego 1942 r. i już rok nie wiem, co się stało z moją rodziną.