Sierż. rez. Wiktor Romiszewski, rolnik, osadnik wojskowy z pow. dziśnieńskiego, gm. Łużki, osada Ulino, kawaler.
Aresztowany 10 lutego 1940 r. w miejscu osiedlenia. Osadzony byłem w więzieniu w Berezweczu. W czasie śledztwa, które przeprowadzali w Głębokiem, przez dłuższy okres torturowano mnie w sposób wprost barbarzyński: połamano mi żebra i przy wiązaniu pokaleczyli mi ręce, wybili ząb. Osadzono [mnie] w karcerze, w którym trzymali mnie ok. trzech tygodni. Gdy zupełnie straciłem siły, przewieźli mnie do szpitala w Głębokiem i tu mnie podleczono. Świadkami powyższych tortur byli Szadziewski Andrzej, były wójt gm. Jazno, i plut. Chruścik Stanisław. Ze szpitala przewieźli mnie z powrotem do więziennej celi w Berezweczu.
Warunki w celi były poniżej krytyki: tłok i wszy. Całodzienne utrzymanie składało się z pół litra zupy, 600 g chleba i litra wody. W warunkach takich siedziałem w Berezweczu do 18 maja 1940 r. W maju wywieziono mnie do Starej Wilejki i osadzono w więzieniu w podobnych warunkach. I tutaj przez dłuższy czas prowadzono śledztwo z artykułów 62, 72 i 74. Na koniec śledztwa zasądzono mi wyrok ośmiu lat przymusowej pracy w obozie. Z Wilejki 2 marca 1941 r. wywieziono mnie do Karagandy w Średniej Azji, do obozu pracy.
Warunki w obozie bardzo ciężkie. Była określona norma pracy, według której wydawano wyżywienie. Norma ta była tak wygórowana, że przy najwyższym wysiłku nie było możliwości wyrobienia jej. Toteż najczęściej wyrabiałem 50–60 proc., za co otrzymywałem od 400–600 g chleba i dwa razy postnej zupy. W obozie tym trzymali mnie do 11 lutego 1942 r. Nadmieniam jeszcze, że w czasie śledztwa więziennego do tego stopnia torturowano więźniów, że niektórzy, nie mogąc znieść katowania, popełniali samobójstwa, jak na przykład w mojej celi inż. agronom Murakow z pow. dziśnieńskiego, gm. Jazno, który w czasie gdy wyprowadzano więźniów do ustępu, włożył głowę do rozpalonego pieca i spalił się.
Po zwolnieniu z obozu pracy wstąpiłem do armii w Czokpaku.
Miejsce postoju, 28 lutego 1943 r.