Plut. Leon Tyszyński, 46 lat, osadnik wojskowy, żonaty.
10 lutego 1940 r. zostałem przez NKWD wywieziony z osady wojskowej Niżniów, pow. rówieńskiego, woj. wołyńskiego, do posiołka Południewica, szarinski rejon, gorkowskiej obłasti. Na posiołku mieszkałem w baraku, gdzie w jednej sali znajdowało się 195 osób. W całym posiołku było do tysiąca osób.
Higiena brutalna [sic!], szpital na miejscu był, ale brakowało lekarstw i lekarzy. Śmiertelność w ciągu sześciu miesięcy – 320 osób. Byli to starcy, dzieci i wiek kwitnący.
Element ludzki składał się z rozmaitej inteligencji. Więcej było ze sfer roboczych. Panowały stosunki koleżeńskie. Większość trzymała się na duchu, niektórzy byli na usługach NKWD. Odzież każdy miał swoją. Przy badaniach NKWD-ziści obchodzili się brutalnie i zawsze mówili, że Polszy już nie będzie.
Listy ściśle kontrolowali, jak również i posyłki przeglądali.
Pracowałem w lesie, a ostatnio przy ładowaniu wagonów drzewem. Normę, jakiej wymagali w pracy, wykonać było niemożliwe, bo przekraczała wszelkie pojęcie ludzkie. Chleba dawali po 400 g i w stołówce jedzenie było bardzo marne.
Na skutek amnestii 17 października 1941 r. zostałem zwolniony z przymusowych robót i wyjechałem w kierunku Taszkentu. Przez krótki czas pracowałem w kołchozie. 1 lutego 1942 r. wstąpiłem w Ługowoj do Wojska Polskiego i byłem przydzielony do Dywizjonu Rozpoznawczego 10 Dywizji Piechoty.
Rodzina pozostała pod zaborem niemieckim, woj. [nieczytelne].
Miejsce postoju, 2 marca 1943 r.