JAN NIEBIESZCZAŃSKI

Strz. Jan Niebieszczański, 22 lata, bez zawodu, kawaler.

11 kwietnia 1940 r., po przeprowadzeniu rewizji w mieszkaniu księdza, u którego mieszkaliśmy (ponieważ budynek nasz został spalony podczas działań wojennych), zostałem aresztowany z dwoma braćmi, Karolem i Stanisławem. W tym dniu wywieziono nas z tej miejscowości (Rudki, woj. lwowskie) do więzienia w Samborze, gdzie nas oddzielnie zamknięto. Ja dostałem miejsce w suterenach, a po dziewięciu dniach zostałem wezwany na śledztwo, gdzie przede wszystkim przywitano mnie pięściami po twarzy, a po chwili dowiedziałem się, że należę do ,,tajnej organizacji”. Następnie pytano mnie o program Obozu Zjednoczenia Narodowego i Związku Strzeleckiego. Odpowiedziałem, że nie wiem i wówczas masaż zaczął się od początku. Po godzinie odprowadzono mnie do celi, gdzie siedziałem jeszcze kilka dni, a następnie zostałem przeniesiony na parter, gdzie w celi siedziało siedmiu Polaków. Tam dowiedziałem się, że więzieniu siedzi ok. 1,2 tys. osób w tym 90 proc. Polaków, pięć procent Żydów i pięć procent Ukraińców. Polacy przeważnie sami polityczni, w tym ok. 150 kobiet, które również bito na śledztwie. Żydzi przeważnie ci, którzy uciekli przed Niemcami, i spekulanci. Ukraińcy prawie wszyscy, którzy uciekli z Węgier do tzw. raju, nie byli niczym innym jak bandą złodziei i donosicieli.

Więzienie – budynek dwupiętrowy, mający ok. stu cel, a w każdej celi, gdzie normalnie siedziały dwie osoby, obecnie od 7 do 12. Jedzenie przedstawiało się następująco: śniadanie – 600 g chleba, 20 g cukru i herbata. Obiad – zupa (woda) i dokładnie dwie łyżki kaszy. Kolacja – herbata.

Następne śledztwa, jakie miałem, obeszły się bez bicia i po ich zakończeniu wywieziono mnie do Starobielska, gdzie obóz był bardzo duży i siedziało tam kilka tysięcy ludzi, przeważnie sami Polacy. Tam wszystkim odczytywano wyroki i wysyłano do obozów pracy.

Po odczytaniu mi wyroku – który brzmiał wosiem let isprawitielnych łagierej – wywieziono mnie do Komi ASRR. W obozie znajdowało się ok. 400 Polaków, przeważnie sami polityczni. Ukraińców ok. stu, uciekinierzy z Węgier. Rosyjskich złodziei ok. 200.

Warunki w obozie były bardzo ciężkie, bo normy jaką nam dano do wypracowania – a pracowaliśmy w lesie – nikt nie mógł wykonać z powodu braku sił i marnego jedzenia, jakie dostawaliśmy.

Opieka lekarska bardzo dobra dzięki temu, że naczelnym lekarzem tego obozu był Polak, kpt. dr Kesling. Było kilka wypadków śmierci wskutek zupełnego wycieńczenia. Nazwiska zmarłych, które znam, są następujące: Jan Krupa i Tadkowski ze Lwowa, Jan Grudziński z Warszawy.

W końcu sierpnia [1941 r.] ogłoszono nam amnestię, a 1 września wyjechaliśmy do Tocka [Tockoje] i 20 września wstąpiliśmy do armii polskiej.