Maria Majorowska, zamieszkała w Aninie, ul. Krakowska 21
Matka rozstrzelanego Tadeusza Majorowskiego
Syn mój zbiegł z robót w Niemczech w końcu 1941 roku. Ukrywając się, nawiązał kontakt z grupą Kopalińskiego i Górskiego.
Przyznał się do tego, gdy pod poduszką u niego zauważyła pistolet. Uspokajał wtedy matkę, twierdząc, że gdy nie będzie ludzi, co się będą poświęcać, to zawsze Polska będzie w niewoli.
Wiadomo, że przeczuwali zdradę i mieli się przenieść w inne miejsce.
W dniu 28 lutego 1942 roku syn jej Tadeusz przyszedł pod pracę, fabryka Fuchsa w Warszawie, i opowiedział o zajściu w „Wioletcie” i o swej ucieczce.
Opowiadał, jak po utorowaniu sobie drogi granatami, uciekli przez okno, i to, że jedni udali się w kierunku Wiśniowej Góry, a drudzy przez lód na Wiśle do Warszawy.
Z synem, który jakiś czas ukrywał się w Warszawie wraz z Truchlewskim, była w stałym kontakcie. Podczas spotkań opowiadał, że czekają na dokumenty, by jechać w kierunku Lwowa do partyzantki.
W międzyczasie trzech członków [organizacji] zostało schwytanych na Saskiej Kępie i ci – prawdopodobnie zmuszeni biciem – wydali miejsce pobytu pozostałych.
Zarządzona tam obława nie dała jednak wyniku, gdyż ostrzeżeni wyjechali na wieś. Idący po tropie Niemcy pojechali jednak i tam, ale znów chłopcy zbiegli do lasu, a następnie do Warszawy.
Syn mój udał się do miejsca, gdzie miano mu wydać dokument, tam jednak dom był obstawiony. Został aresztowany i przewieziony na Daniłowiczowską.
Na Daniłowiczowską chodziła i dzięki przekupstwu widziała się kilkakrotnie z synem podczas prowadzenia go na przesłuchanie. Kiedyś, gdy miała możność rozmowy z synem, wyrażał żal do organizacji, że go nie ratuje.
29 kwietnia 1942 roku, gdy zaniosła synowi obiad, powiedziano jej, że już mu obiadu nie trzeba i niech jedzie na cmentarz do Wawra.
Gdy przybyła na Cmentarz Ofiar Wojny, zobaczyła stojące trzy furmanki, a na nich zwłoki rozstrzelanych. Wszyscy byli pobici i skatowani. Pogrzebaniem zwłok zajmował się komendant posterunku Policji Państwowej w Międzylesiu.
Maria Majorowska była także aresztowana, dopytywano ją, gdzie może się ukrywać syn. Jednak zwolniono ją po kilku godzinach. Przypuszcza, iż zaważyło zaświadczenie z pracy, które pozwoliło się tłumaczyć, że będąc w pracy, nie mogła obserwować, czym syn jej się zajmuje.