DAWID MOSZKOWICZ

Kpr. Dawid Moszkowicz, 27 lat, muzyk, kawaler.

Z dniem wybuchu wojny polsko-niemieckiej, odbywałem czynną służbę w 75 Pułku Piechoty w Chorzowie, z którym też zostałem wysłany na front. W okolicach Zamościa wraz z kilkoma żołnierzami tegoż pułku zostałem wzięty do niewoli przez konny patrol sowiecki. Umieszczono mnie w budynku szkolnym w Zamościu, wśród kilkuset naszych żołnierzy. Stosunek żandarmów sowieckich do nas jako do jeńców wojennych był zły. W dniu następnym załadowano nas po kilkudziesięciu do brudnych wagonów towarowych, w których wieźli mnie około dwóch tygodni, dając dziennie 150 g chleba i nic więcej. Jedynie ludność polska na stacjach dostarczała nam pożywienie. W Złoczowie, korzystając z dozwolonej nam przechadzki, uciekłem z transportu, udając się piechotą do Lwowa, gdzie zamieszkałem w domu uchodźców. Na wiadomość o otwarciu granicy w Przemyślu 5 listopada 1939 r. udałem się tam, celem dostania się do rodziny, zamieszkałej w Sosnowcu.

Przepustki jednak nie otrzymałem z powodu święta sowieckiego, czym umotywowano wstrzymanie przepustek na przejście granicy. Skorzystałem przeto z gościnności mych przyjaciół, u których zamieszkałem, zarobkując na życie muzyką. Przez cały okres mego pobytu w Przemyślu władze sowieckie stale w ogłoszeniach apelowały o pobieranie paszportów sowieckich, później już nakazywali przymusowo o takowy starać się. Ja jednak ciągle rejestrowałem się jako uchodźca, w związku z czym, jak zresztą wielu innych, zostałem 21 czerwca 1940 r. w nocy aresztowany, a była to noc masowych aresztowań.

Osadzono mnie w dawniejszym wojskowym więzieniu przemyskim. Warunki życiowe w celi były fatalne, na co składało się przepełnienie celi, zawszenie, brak powietrza, słabe odżywianie i słaba opieka lekarska. Badanie odbywało się tylko w nocy. Zarzucano mi szpiegostwo, sabotaż etc., straszono biciem i karcerem, żądano przyznania się do tego, ostatecznie po kilku badaniach nie wiedziałem, za co mnie aresztowali. Po miesięcznym przeszło pobycie w więzieniu załadowano mnie wraz z innymi do wagonów towarowych, celem odstawienia nas do obozów pracy w Rosji. Podróż trwała ok. trzech tygodni, dziennym wyżywieniem była łyżka cukru i 600 g chleba. Odczuwałem kompletny brak wody, a o ile takową otrzymaliśmy, to brudną i niekiedy niemożliwą do picia. Przyjechaliśmy do Karelo- Fińskiej SRR, następnie barką, również w bardzo przykrych warunkach, dowieźli mnie do łagru nr 48, oddzielenie Pialma.

Życie w obozie było ciężkie. Narzucili mi normę do wykonania za cenę kawałka chleba. Praca polegała na ścinaniu drzew i wycinaniu z nich metrówek, czystych, bez gałęzi i sęków. Praca odbywała się niezależnie od pogody, przy 45 stopniach mrozu, w lichym odzieniu i obuwiu. Po wykonaniu normy otrzymywało się 900 g chleba i kolację z dwóch dań, norma jednak była niemożliwa do wykonania przeze mnie i w ogóle przez wszystkich fizycznie osłabionych i schorowanych Polaków. Stan mego zdrowia wskutek przejść był nadwerężony, nie mogłem więc zarobić więcej jak 400 g chleba i dwa razy dziennie wodnista zupa.

Pomoc lekarska w obozie była również bardzo słaba. Trzeba było mieć silną gorączkę, ewentualnie groźną ranę, aby zostać zwolnionym z pracy. Jedynie lekarze polscy pomagali chorym i ułatwiali zwolnienia ciężko chorym, których lekarze sowieccy nie chcieli uznać.

Z dniem wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej poszedłem pieszym etapem do obłasti archangielskiej. Drogę odbywało się piechotą po 40 km dziennie, w upale.

W nowym obozie było znacznie gorzej ze względu na zaostrzenie rygoru i do pracy chodziło się dziesięć kilometrów w jedną stronę. Wielu Polaków umierało na zapalenie płuc, a po większej części z wycieńczenia.

W obozie przeważał element intelektualny i pracownicy fizyczni narodowości polskiej i żydowskiej. Wzajemne stosunki koleżeńskie były życzliwe. Wspólna praca w fatalnych warunkach poniekąd zacieśniała przyjaźń.

Po trzymiesięcznym pobycie w obozie, jeszcze przed etapem, ogłoszono mi trzyletni wyrok jako socjalno oporny element. Wyrok był napisany krótko i kazano podpisać go.

Przez cały czas o Polsce nic nie wiedziałem, dopiero po ogłoszeniu umowy polsko-sowieckiej oświatowcy sowieccy poinformowali nas o treści umowy i rychłym zwolnieniu.

Jednak przy pracy striełkowie odbierali nam tę iskierkę nadziei, wpajając w nas, że zwolnieni będą tylko ci, którzy dobrze pracowali.

Po zwolnieniu pierwszej grupy Polaków, z resztą obchodzono się coraz gorzej, odbierając nam nadzieję zwolnienia. O tworzeniu się polskiej armii nie wiedziałem. Przy zwalnianiu skierowali mnie na robotę do Rozajewki, miasta wyznaczonego przez Sowietów. Będąc jednak w drodze, dowiedziałem się od innych o tworzeniu się wojska polskiego, dokąd też natychmiast podążyłem i w końcu września 1941 r. zameldowałem się w Tocku [Tockoje].