Kpr. Hieronim Wierzbicki, ur. 17 lipca 1897 r. w Ruszczycach, pow. Stara Wilejka, woj. wileńskie, krawiec, żonaty, troje dzieci, w tym dwie córki i syn.
Zostałem aresztowany przez żołnierzy sowieckich z mego własnego domu z miejscowości Krewo, pow. oszmiański, 21 września 1939 r. o 9.00 rano. Odstawiono mnie do aresztu, gdzie było już sześciu ludzi, w tym mój młodszy brat Stanisław i pięciu obywateli z Krewa.
Następnego dnia o 8.00 załadowali nas wszystkich na auto pomiędzy swych żołnierzy i zawieźli do Lidy. Podróż trwała dobę, jedzenie otrzymaliśmy następnego dnia rano – po suchym kawałku chleba – i oddali nas władzom NKWD. W celi było nas 17 ludzi, wielkość była trzy na trzy [metry]. Trzymali nas tak przez tydzień. Po tygodniu kilku z nas zostało zwolnionych bez żadnego badania.
Jedzenie otrzymywaliśmy w ciągu tego tygodnia raz na dobę, było to mało i niesmaczne. Dnia zwolnienia i daty nie pamiętam, była godz. 14.00. Po zwolnieniu udałem się na stację kolejową w Lidzie, o 22.00 odjechałem do Krewa. Pracowałem u siebie w krawiectwie do 14 grudnia 1939 r.
14 grudnia 1939 r. o godz. 21.00 przybyło trzech NKWD-zistów wraz przedstawicielem gminy do mego mieszkania, gdzie byłem już w łóżku. Oświadczyli mi, że przeprowadzą rewizję za bronią. Wezwali mnie, abym im wydał broń. Oświadczyłem, że żadnej nie posiadam.
Na to oni przystąpili do rewizji domowej. Nic nie znaleźli, jednakowoż oświadczyli mi, że jestem aresztowany.
W czasie rewizji zabrali mi moje dokumenty, dowód osobisty i kilka fotografii. Po zakończeniu rewizji odstawili mnie do aresztu. W areszcie było już czterech obywateli, w tym dwóch policjantów z Krewa: st. post. Stefan Popławski i post. Raczek. Następnego dnia o 9.00 zostaliśmy wszyscy załadowani na auta i odwieźli nas do więzienia w Oszmianie. Posadzili nas do celi, gdzie było już 80 ludzi razem z nami. Rozmiar cel wynosił pięć na osiem [metrów], tak że leżeliśmy jak śledzie w beczce. Wszy po nas chodziły, że rękoma można było zgarniać.
Wyżywienie było: pół litra cienkiej zupy, herbata i 30 dag chleba. Tu byłem do 29 stycznia 1940 r. W tym czasie prowadzili badania. Zarzucali mi, że byłem patriotą polskim i że miałem styczność z policją, jestem przeciwny komunizmowi i „ile wsadził komunistów do więzienia, ty polska mordo, przyznaj się wszystko, co ja tobie mówię”. Wygrażał mi rewolwerem, że zastrzeli jak psa. Na to ja odpowiedziałem, że jestem Polakiem i patriotą byłem i będę. Po tych słowach z miejsca zabrali mnie do karceru. To badanie trwało przez trzy dni, po każdym odchodziłem do karceru spocony od wymuszania. W karcerze było zimno, toteż odczuwałem [to] na zdrowiu. Na ostatnim badaniu byłem zmuszony pod groźbą podpisać, czego on żądał.
Po zakończeniu śledztwa zostałem zabrany na transport do Mińska. W czasie tego transportu było niemożliwe wytrzymać. Jechaliśmy do stacji Soły, na aucie 40 ludzi, wieczorem. Noc była mroźna, a byliśmy w lekkich ubraniach. Z Soły jechaliśmy koleją do Mińska do więzienia, tam byłem trzy dni. Z Mińska wywieźli nas 90 do Czerwienia, tam byłem w więzieniu przez pięć miesięcy. W ostatnim miesiącu odczytano mi wyrok: zostałem skazany na pięć lat łagiernych robót przymusowych. Tu przez ten czas byłem odżywiany słabo, tak że po tych pięciu miesiącach zapadłem na zdrowiu (wycieńczenie).
Odstawili mnie z powrotem do Mińska. Cela w Czerwieniu była normalnie na dwóch, a nas siedziało 13. W Mińsku było nas w celi 260 ludzi. Rozmiar celi osiem na dziesięć [metrów]. Było tak gorąco, że mdleli od słabości.
W Mińsku byłem przez miesiąc. Z początkiem sierpnia zostałem zabrany na transport i wywieziony do Komi ASRR, na północ, budować kolej żelazną, która prowadzi z Kotłasu przez tajgę do M. Białego, za Kotłas jeszcze na północ 2800 km. Podróż trwała sześć tygodni, cierpieliśmy głód, chłód i zawszenie. Przez cały czas podróży ciepłą strawę otrzymaliśmy osiem razy, chleba po 30 dag, wody pół litra na trzy dni i zgniłe śledzie.
Po przybyciu na miejsce opadłem z sił i zachorowałem na dyzenterię. Ulokowali mnie w izbie chorych. Przeleżałem 15 dni, potem zostałem przez lekarza uznany za niezdolnego do pracy, a tylko jako słabosilny. Dwa miesiące byłem bez przydziału, aż do powtórnej komisji. Po komisji odstawili nas wszystkich, słabosilnych, do obozu o 30 km. Tam stawałem do pracy, bo byłem już zmuszony do przymusowej pracy. Pracowałem do końca, tj. do zwolnienia Polaków z obozów. Na kolonii nr 10, 11 oddzielenie za mego pobytu zmarł na opuchliznę Polak, marynarz, nazwisko Abałach, ok. 30 lat, pochodzący z Pińska. W tych obozach, gdzie byłem, za mego pobytu zmarło dużo Polaków. Nazwisk nie pamiętam. Ostatnie dni przed zwolnieniem zaczęli nas karmić filmami o swoim ustroju.
W obozach byliśmy wspólnie z Sowietami. Sowieccy więźniowie opowiadali, że kto tu trafił, to i tak swoje kości musi złożyć. Przez cały czas mego pobytu pisałem siedem listów do rodziny, żadnej odpowiedzi na nie nie otrzymałem, do 5 kwietnia 1942 r. nic nie wiedziałem także o swej rodzinie.
5 maja 1942 r. w Pahlewi [Bandar-e Pahlavi] spotkałem się ze st. post. Stefanem Popławskim, który mi opowiadał o mojej rodzinie, że została wywieziona wraz z jego rodziną do jednego kołchozu w siewierokazastańskiej obłasti, kokczetański [kokczetawski] rejon, Kiziłjułdus [?].
25 września 1941 r., po zwolnieniu z łagru, wyjechałem transportem pod dowództwem pana kapitana Mai [Maja]. Skierowanie mieliśmy do Buzułuku, przyjechaliśmy do Czkałowa, władze sowieckie skierowały nas do portu Farab. Tu chcieli nas ulokować w kołchozach, na co żeśmy się nie zgodzili. Wysłaliśmy telegram do Buzułuku do polskiego delegata. Po sześciu dniach przyjechał delegat, nazwiska nie pamiętam, był w ubraniu cywilnym. O 9.00 zrobiliśmy zbiórkę przy wagonach naszego transportu. Delegat Kazimierczak oświadczył nam głośno, że musimy tę propozycję sowiecką przyjąć i jechać, gdzie oni nam wskażą.
Po rzece Amudarji [Amu-darii] jechaliśmy barkami 19 dni, podróż była męcząca, odżywianie: woda, ryba i chleb. Dojechaliśmy do Nukusu, tam zostaliśmy rozdzieleni po kołchozach do pracy. Odżywianie: mieliśmy za swoją pracę 400 g mąki dżugary, cebuli i rzepy dziesięć dekagramów. Po miesiącu wróciliśmy do Farabu, tu zostaliśmy powiadomieni przez naszych i sowieckich, abyśmy zgłosili się do polskiej armii. W Kiermine [Kermine] 3 marca 1942 r. zgłosiłem się na komisję i zostałem skierowany do 7 Pułku Artylerii Lekkiej 7 Dywizji w Kierminach [Kermine].