Sap. Tomasz Misiak, plutonowy, 46 lat, pomocnik ślusarski, żonaty; pododdział Kut [?], kompania ruchu, 11 batalion saperów kolejowych.
Wzięty do niewoli 22 września 1939 r. w Werbach k. Włodzimierza Wołyńskiego. Odesłano nas do Szep[i]etówki, tam byliśmy dwa tygodnie. Wyżywienie: raz na 48 godzin pół litra rzadkiej kaszy, tak żeśmy odczuwali głód. Po dwóch tygodniach pomaszerowaliśmy pieszo z Szep[i]etówki do Dubna. W czasie podróży odczuwaliśmy głód. W Dubnie w obozie jeńców posyłano nas do pracy na drogę pod eskortą NKWD. Było to kopanie rowu, równanie gościńca, układanie kamienia bankietowego [sic!] i wysypywanie drogi kamieniem. Później przeniesiono mnie do Równego. Tam też posyłano nas do pracy na drodze, a żywność była słaba, trzeba było chleba dokupować. Później przesłano mnie do Zimnej Wody k. Lwowa, tam nas posyłano do pracy przy kopaniu rowów, równaniu szosy, tłuczeniu kamienia, układaniu szosy i układaniu asfaltu. Posyłano nas też do pracy na stację Zimna Woda i na stację Skniłów do zrzucania kamienia z wagonów, a później tłuczenie kamienia na drobny.
NKWD-ziści źle się z nami obchodzili. Wyśmiewali się z Polaków i z Polski, popychali i kolbą karabinu szturchnął lub uderzył. Dwóch jeńców z Krakowa uciekało, to ich poranili z karabinów maszynowych. Gdy do nich dolecieli bojcy NKWD utrącili kolbą nogę powyżej kostki i ten młody jeniec z Krakowa pomarł, bo mu uszła krew. Rano utrącili nogę, przywieźli go z trasy do obozu, leżał do wieczora, dopiero go odwieźli do szpitala do Lwowa, a rano pomarł. On był żonaty, nazwiska jego nie pamiętam. Pamiętam, drugi zmarł w Zimnej Wodzie Staszewski z Krakowa.
Później przesłano nas do Rzęsny Ruskiej, tam kopaliśmy ziemię, robiliśmy nową drogę. Po sześciu tygodniach przesłali nas do Skniłowa k. Lwowa, tam robiliśmy lotnisko cementowe aż do wojny niemiecko-bolszewickiej.
W Zimnej Wodzie w obozie jeńców jedno mieszkanie było ze stajni porobione: prycze z desek, piętrowe, pomiędzy nimi podłoga, tzw. chodniki z desek. Pod narami próżnia, gnój śmierdział, gdy człowiek przyszedł do tego mieszkania. Zatęchlizna tego gnoju śmierdziała. Drugie mieszkanie było ze stodoły zrobione, własność to była arcybiskupa ze Lwowa.
W Zimnej Wodzie, w świetlicy, gdy przyszliśmy przymusowo do świetlicy, tośmy zauważyli najpierwsze portrety malowane na ścianie przez bolszewików: naszych polskich panów pułkowników i panów generałów, porwane na nich, poszarpane ubrania, szabla pokrzywiona, browning [?] odlatuje, psy za nogi ich szarpią. Anglię odmalowali: drzewo o dużych korzeniach wyrywających się i pochyłe dość mocno i o siedmiu konarach, na każdym wstrętna głowa namalowana. Przy drzewie stał czerwonoarmiejec z czerwoną chorągwią z sierpem i młotem i wyrywał to drzewo pochyłe. Pogadanka politruka w świetlicy: wyśmiewał się z Polski, z polskich oficerów, polskich panów, w ogóle szydził i drwił z całej Polski i pokazywał na dłoń, że jak włosy wyrosną na dłoni, tak Polska będzie. Dalej mówił, że Polskę zabiorą całą i będzie pod protektoratem sojuza bolszewickiego, zabiorą całą Europę, a w Anglii w Londynie zawieszą czerwoną chorągiew z sierpem i młotem na najwyższej wieży. Dotąd będą pracować, aż komunizm musi być na całym świecie, to ich zadanie. Wyśmiewali Polskę, Anglię, Amerykę i inne kraje, a tylko swój kraj wychwalali. Jeńcy Żydzi z Polski dużo dopomagali politrukom w niewoli. Gdyśmy byli razem, wychwalali komunizm i mówili, że oni, Żydki, na całym świecie pracują nad komunizmem już od czterech tysięcy lat przed narodzeniem Chrystusa Pana, że założą komunizm na całym świecie i oni nie będą nic pracować na roli ani w fabrykach, tylko pracować będą inne narody, a oni będą panami nad nami. Dalej mówili Żydki w niewoli: „No już się wam skończyło wasze panowanie w Polsce, już teraz będzie komunizm w całej Polsce, a wy, Polaki, nie powrócicie do Polski już, tu wyzdychacie w Rosji”. Ja dałem im odpowiedź: „A wy nie wyzdychacie w Rosji, na jednym kotle jesteśmy razem”. Żyd brygadier Abraham Wajzblat odpowiada mi: „Ja sobie dam radę” – a on z Łodzi, z Polski. Gdy byłem w Rosji, to słyszałem mowy od Żydów – tylko wyśmiewanie się z Polaków i Polski i że komunizm będzie ich, a po wstąpieniu do polskiej armii od wielu Żydków słyszałem, że im Wojska Polskiego nie trzeba, aby tylko przyjechali z Uzbekistanu do Iranu czy Iraku, to się zwolnią i pójdą sobie do Palestyny, tam mają bogatych krewnych, znajomych i będą żyć.
Potem nas przesłali do Skniłowa. Lotniska nie dokończyliśmy robić, bo Niemiec bombardował w niedzielę 22 czerwca [1941 r.] o 3.00 rano. My mówili politrukowi, że Polska będzie, a Niemiec będzie was bombardował. Politruk mówi mi: Kak, da nie budzie wojny z Giermancem. A gdy politrukowi mówili, że Polska będzie, a od was Gierman nabierze, co mu trzeba będzie, a potem was będzie bombardował, to mówił politruk skąd my to wiemy. Niektórych kolegów zamykali do karceru w mundurze, bez płaszcza, mróz duży do 30 stopni, ciężko było wytrzymać.
Gdyśmy tłukli kamienie na budowie drogi ze Lwowa do Przemyśla, to Ukraińcy z nas wyśmiewali się, że Śmigły Rydz posłał nas kamienie tłuc. Robiliśmy most żelazo cement, pokazywano nam stodołę spaloną, w niej 20 żołnierzy spalonych razem z karabinami. Ukraińcy topili w głębokich stawach żołnierzy i cywilów polskich, rozbrajali i zabijali.
Na robotach kazali wyrabiać duże normy: tłuc 100 i 120 proc. kamienia czy inną pracę wykonać, a gdy [człowiek] ubił kamienia 70 do 80 proc., to dali karny kocioł i 400 g chleba, zapłaty nic nie dali. Jak [człowiek] wyrobił sto procent, dostał 600 g chleba i drugi kocioł i siedem rubli na 14 dni. Jak [człowiek] zrobił 120 proc., to dostał kilogram chleba, trzeci kocioł i 21 rubli.
W poniedziałek 23 czerwca w stanie wojny z Niemcami bolszewicy nas wyprowadzili z baraków w drogę do Rosji. Pieszo maszerowaliśmy 900 km do Złotonoszów [Złotonoszy], tam spaliśmy przez tydzień w lesie – deszcz, błoto – nabyłem tam zapalenia płuc i reumatyzm. W czasie marszu dostawali dobrze jeść Ukraińcy i Białorusini, żeby szli na przodzie i nas, głodnych, podciągali za sobą i bardzo prędko szli. A myśmy nie mogli, bo nas źle żywili, co drugi dzień wieczorem dali rzadkiej zupy i 200 g chleba. Który ustał iść, to go naczalnik zastrzelił albo bojec NKWD przebił bagnetem albo strzelił w niego. Mówił, że ty szpion giermanski. I tak dużo ludzi wyginęło podczas drogi ze Lwowa do Złotonoszów [Złotonoszy]. Później wyjechaliśmy do Starobielska.
Z niewoli wypuszczono nas 4 września 1941 r. ze Starego Bielska [Starobielska]. Dano nam po 500 rubli. Odjechałem do Tocka [Tockoje] drugim transportem. Komendantem był pan porucznik Szafer. Dołączony zostałem do 16 Pułku Piechoty armii polskiej.
Co do NKWD, to stałe rewizje. Odbierali fotografie, wymuszali i przymuszali [człowieka], że należał do partii „Strzelców” [Związku Strzeleckiego] czy innych i źle się odnosili do Polaków.
List miałem jeden w 1940 r., a resztę palili. Wyszukiwali pomiędzy nami oficerów.
Miejsce postoju, 5 marca 1943 r.