1. Dane osobiste:
Kpr. Mikołaj Trzeciak, rocznik 1900, rolnik, rzymski katolik, żonaty, troje dzieci.
2. Data i okoliczności aresztowania:
Zostałem zabrany do niewoli 22 września 1939 r. koło Kowla we wsi Werwach [Werby] i przepędzony do Włodzimierza. We Włodzimierzu załadowano nas do wagonów po 80 ludzi, pozamykano i odwieziono do Szepietówki. W drodze tośmy nawet wody nie mogli dostać, a o chlebie to nie było mowy i jak nas wyładowano w Szepietówce z wagonów, to żem został bez żadnej siły z głodu i przez tę drogę. W Szepietówce to nas było 32 tys. i [jak] chciałem się czymś pożywić, tom musiał zbierać żołędzie z dębów, żeby zrobić trochę kawy i to było takie pożywienie w ten dzień. Dopiero na drugi dzień po przyjeździe dostaliśmy po 400 g chleba i trochę obiadu. To dostawaliśmy przez pięć dni, a po pięciu dniach zabrano nas trzy tysiące i przepędzono na polskie tereny do Dubna. Pieszo szliśmy jeden dzień do Ostroga, a po drodze to dużo ludzi padało. Co się z nimi stało, to ja nie wiem. Tylko jak ja ustałem i byłem bez siły, to mnie przyprowadzili moi koledzy, Franciszek Zawada i Stanisław Maj. W Dubnie podzielono nas na grupy i pracowaliśmy na szosie.
3. Nazwa obozu, więzienia, miejsca przymusowych robót:
Między Równem a Dubnem był mój obóz Warkowicze.
4. Opis obozu, więzienia:
Było nas 400 niewolników, mieszkaliśmy w namiotach, chodziliśmy do pracy po sześć i osiem kilometrów, pracowaliśmy po 12 i po 16 godzin. Pracowaliśmy w każdy dzień, czy był deszcz, czy też mróz, a nawet i święto i przymuszano nas wyrabiać normy po sto procent, a jak ktoś nie wyrobił normy, to dostawał tylko 400 g chleba i pierwszy kocioł: pół litra zupy. Politruk przychodził i mówił: „Zdechniesz jak pies, jak nie będziesz wyrabiał normy i nie połuczisz pisma od rodziny albo cię poślemy na białe niedźwiedzie”. W naszej brygadzie był Żydek z Białegostoku, Litman, u którego nijak nie można było wyrobić tej normy, pomimo [to] ja pracowałem, co mi tylko siły starczało, bo pragnąłem jakoś się porozumieć z rodziną i przeżyć ciężkie chwile.
Wynagrodzenia nie było, bo jak mnie obliczano miesięcznie, tom miał dopłacić dwa i pół rubla do miesiąca na życie.
5. Życie w obozie.
Dostawaliśmy po 600 i 800 g chleba i był pierwszy i drugi kocioł. Kto na pierwszy kocioł wyrobił, ten mógł dostać tylko 600 g chleba i zupę na wodzie z mąki i kminku, a na drugim kotle to mógł dostać 800 g chleba i trochę kartofli z margaryną albo też i kawałeczek mięsa, albo kawałek ryby i to mógł wyrobić tylko na ten trzeci kocioł i na te 800 g chleba, który był uważany za ich przyjaciela [sic!].
Narodowość jeńców – przeważnie byli Polacy i kategoria A.
6. Pomoc lekarska, szpitale, śmiertelność:
Pomoc lekarska była nie ostatnia, bo jak żem zachorował na artretyzm, to mnie zabrano na izbę chorych [i] mnie w krótkim czasie wyleczyli, ale lekarz był z polskich terenów, Żydek z Warkowic, i sanitariusze polscy.
7. Stosunek władz NKWD do Polaków:
W obozie przeprowadzano protokoły, czy walczył z bolszewikami w 1920 r. i czy zabił bolszewika, i czy był ochotnik czy poborowy, i w którym roku wstąpił do Wojska Polskiego, i czy walczył z bolszewikami w 1939 r., kiedy Sowieci przekraczali granicę polsko-sowiecką, i czy należał do jakichś partii w Polsce albo związku. To było przeprowadzane kilkakrotnie.
Propaganda komunistyczna. Politruki przychodziły do obozu i mówiły, że Polski nie było i już nie będzie, tylko musisz to robić, bo jak nie będziesz robił, to zdechniesz jak pies i żebyśmy nie myśleli o tym, że nam Anglia pomoże albo Ameryka, bo oni nam tylko tak mówią, a to jest nieprawda, bo Sowiecki Sojuz zawarł dobre stosunki z Niemcami, to nikt się nie może do nas wtrącać i nikt nie może nam nic zrobić, bo my mocni i wszystko mamy.
W tym obozie pracowałem od 10 października 1939 r. do 15 listopada 1940 r. Mieszkaliśmy przez cały czas w namiotach. Porządku nie było, mróz był do 40 stopni, a my mieliśmy tylko po jednym kocu, tośmy niejedną noc nie spali, tylko musieliśmy biegać po korytarzu, żeby się rozgrzać. To było życie tak ciężkie dla nas, że nie do wytrzymania, bo i do tego robactwo dokuczało.
9. Czy i jaka była łączność z krajem i rodzinami?:
Połączenie z rodziną miałem bardzo trudne. Zacząłem pisać listy w październiku 1939 r. i pisałem po pięć i sześć na miesiąc. Tom dopiero otrzymał wiadomość od żony 12 sierpnia 1940 r. Otrzymałem cztery listy w dwa dni i to były pierwsze i ostatnie. Więcej już nie otrzymałem. Muszę stwierdzić, com zrozumiał po odpisaniu żony – że dopiero ten list żona otrzymała ode mnie, w którym ja napisałem, że mi jest bardzo dobrze i niczego nie brakuje i dopiero przez to pochwalenie Sowieckiego Sojuzu żona dowiedziała się o mnie i ja o rodzinie, a żadna praca i moje normy nie pomagały, choć żem dobrze pracował. Zrozumiałem, że Polak w Sowieckim Sojuzie był tylko do stracenia, bo mówił politruk, że żył będzie, ale nie wszystko będzie robił, więc jestem człowiekiem, nie mogę inaczej wytłumaczyć [sic!].
10. Kiedy został zwolniony i w jaki sposób dostał się do armii?:
Z obozu Warkowice i Dubno, i z innych obozów przewieziono nas na lotnisko, osiem kilometrów od Tarnopola, i tam nas pracowało ostatnio ok. trzy tysiące. Ja pracowałem przy budowie jako cieśla, dopiero miałem trochę lepiej. Dostawałem chleba po 800 g i obiady z trzeciego kotła, to były kartofle z margaryną albo też i trochę gulaszu, albo kawałek ryby. Tam pracowałem do wojny sowiecko-niemieckiej, a jak wojna wybuchła, to przyjechało ok. 200 NKWD-zistów i zabrali nas trzeciego dnia wojny i pędzili pieszo 700 km. Tak nas pędzili, żeśmy po drodze padali z głodu i osłabienia. NKWD przyjechało po nas uzbrojone w granaty ręczne, karabiny maszynowe, z rewolwerami i z psami. W drodze to ja nie myślałem, że może ktoś zostanie żywy, bo tak było NKWD nastrojone do nas, żeby nas zgubić. Co się stało z tymi ludźmi, którzy padali po drodze, to ja nie wiem, tylko jak ja ustałem i upadłem na ziemię, to NKWD-zista przyprowadził psa do mnie i ten pies zaczął gryźć. Potem mnie podniósł i doprowadził do transportu i koledzy mnie wzięli i poszedłem z nimi dalej. Dopiero, jak doszliśmy do pociągu, poczułem się trochę lepiej. Pociągiem przyjechaliśmy do Starobielska ok. 22 lipca i tam żem był do 31 sierpnia 1941 r.
Po kilku dniach zaczęły przychodzić politruki do obozu i nam opowiadać, że Polska będzie i będzie większa, jak była. Już zaczęli się do nas lepiej odnosić. Po kilku dniach dopiero przyjechał do nas pan płk Wiśniowski i nam ogłosił w obozie, że polski rząd zawarł umowę z Sowietami i będzie się tworzyła polska armia. 1 września wyjechał pierwszy transport do Tocka [Tockoje], a 5 września 1941 r. wstąpiłem do polskiej armii, [do] 18 Pułku Piechoty 6 Dywizji w Tockoje.
Miejsce postoju, 13 lutego 1943 r.