JADWIGA WYSZOMIRSKA


Ochotniczka Jadwiga Wyszomirska, ur. 19 sierpnia 1921 r. w Skwierczynie, pow. Sokołów Podlaski, woj. lubelskie, ostatnie miejsce zamieszkania: Hrymiacze, pow. Brześć nad Bugiem.


10 lutego 1940 r. zostałam zesłana z rodzicami i młodszym rodzeństwem przez władze sowieckie na terytorium ZSRR w archangielską obłast, rejon Pieniga [Pinega], posiołek Wierchniaja Ura nad rzeką Janygą, gdzie zamieszkaliśmy w barakach drewnianych, zimnych, z daleka od posiołków sowieckich, gdyż najbliższy był o 40 km, i w ogóle z dala od ludności sowieckiej, która również była tam zesłana. Tylko pośród Polaków można było zauważyć szereg NKWD-zistów, którzy patrzyli na nas jak na najgorszych przestępców i naśmiewali się w każdej rozmowie z naszych władz, religii itp. Wokół baraków nie było nic widać, tylko las w górze, niebo i płynącą obok rzekę.

Później [?] pracowało z nami bardzo dużo komunistów, którzy prześladowali Polaków i mieli za cel szerzyć propagandę komunistyczną przez zmuszanie [do] uczęszczania na ich pogadanki. Poza tym przestrzegali bardzo religii, mowy i w ogóle, w jakim nastroju są Polacy do nich. Jeżeli zauważyli jaki nietaktowny postępek, bez pytania zabierali z miejsca pracy [i] dana osoba znikała bez wieści.

Początkowo komunikacji nie było żadnej, później dozwolono nam na korespondencję z krajem, co było również bardzo trudne i bezwzględnie za ich cenzurą.

Opieka lekarska była słaba – tylko wtedy, gdy choroba była już śmiertelna, to cokolwiek się zainteresowali. Również higieny przez nich nie było wogóle.

Młodzież zmuszano do szkół sowieckich, gdzie uczono na system komunistyczny, za każdą opuszczoną lekcję odpowiadali rodzice. Również warunki życiowe były okropne, ludzie z głodu puchli i umierali. Natomiast praca była bardzo ciężka – w lasach, przy dużych opadach śnieżnych i mrozie od 50 do 65 stopni.

Praca polegała na rąbaniu i wywożeniu lasu. Wynagrodzenie było bardzo marne, gdyż nie wystarczało nawet na wyżywienie, nie mówiąc o ubraniu i obuwiu, którego również nie można było nigdzie dostać. Przeznaczone było [tylko] dla stachanowców, którzy wyrabiali normy.

Po ogłoszeniu nam amnestii 3 września 1941 r. od razu wyruszyliśmy na południe. Byliśmy w okropny sposób namawiani przez władze miejscowe do pozostania na posiołku do końca wojny, lecz my – nie zważając na to, pozostawiając im nawet wynagrodzenie za ostatnią dekadę, na które czekaliśmy trzy dni – wyruszyliśmy na południe. Tu od razu zawieziono nas za rzekę Amu-darię, gdzie podróż trwała trzy miesiące.

Tam, po niedługim postoju, z powrotem zawieźli nas do Uzbekistanu koło G’uzoru, do kołchozu Jan-Gilernina [?] zaludnionego przez Uzbeków, z którymi nie można się [było] porozumieć. Tu, jak również przez cały czas, warunki życiowe [były] okropne, wprost niemożliwe. Ludzie umierali po prostu z wycieńczenia, wśród innych zmarł mi tatuś Władysław. Ja wstąpiłam w szeregi Pomocniczej Służby Kobiet w G’uzorze 2 lutego 1942 r., przekroczyłam granicę rosyjsko-perską 30 lutego [sic!] i przybyłam do Teheranu, a 23 listopada 1942 r. opuściłam Teheran i przybyłam na obecne miejsce postoju.