CZESŁAW CZYŻ

Czesław Czyż
kl. VI
gm. Sienno, pow. iłżecki

Chwila dla mnie pamiętna z czasów okupacji

Działo się to we wsi Tadeuszów. Było to 25 lipca 1944 r. Zajechali Niemcy samochodem ciężarowym, było ich może 150, [i] otoczyli wioskę. Komendant wydał rozkaz żołnierzom, żeby wszystkich ludzi spędzili pod [dom] sołtysa. Lista już była gotowa i odczytali: kto niezdatny do pracy [przeszedł] na jedną stronę, a zdrowych mężczyzn [usunęli] na drugą stronę. Zaraz otoczyło ich paru żołnierzy i nie wolno im było odejść już z tej grupy. Mężczyzn zabrali [Niemcy] do obozu do Ulowa, a kobietom z dziećmi kazali się odsunąć o dziesięć kilometrów od frontu. Wybuchł wtedy wielki płacz i [słychać było] lament dzieci. Żony z dziećmi podbiegały, by się pożegnać [jeszcze] ze [swoim mężem i] ojcem, a Niemiec bił łożem karabinu i strzelał. I nikt się nie pożegnał z ojcem, [a] tylko wszystkich [mężczyzn] zabrali do obozu. Było to miejsce wielkie, ogrodzone drutem kolczastym wysokości ośmiu metrów. Była tylko brama do wyjścia, a w niej stała warta. Zbiórki w obozie odbywały się co dzień o godz. 17.00. Pod komendą niemiecką [mężczyźni] maszerowali do pracy pod front nad Wisłę. Pracowali tam całą noc, o godz. 3.00, przed wschodem słońca wracali do obozu na spoczynek. Dużo [osób już] nie wracało, bo zginęło od kul sowieckich. Gdy skończyła się praca nad Wisłą, to zabrano [mężczyzn] do Niemiec na [dalszą?] pracę. I jeszcze do dziś niektórzy nie powrócili do swych rodzin.

Wspomnienie zbrodni niemieckich

Działo się to we wsi Tadeuszów (gm. Julianów, pow. Opatów, woj. kieleckie). Wydarzyło się to 23 listopada 1943 r. podczas okupacji niemieckiej. Był to dzień mglisty i pochmurny. [Nagle] usłyszałem straszny tętent koni. Była godz. 4.00. Wybiegłem na ulicę, by zobaczyć, co się dzieje. Usłyszałem obce i nieznane mi głosy. Cofnąłem się z lękiem do mieszkania i zacząłem opowiadać, co widziałem. Zobaczyłem żołnierzy jadących na koniach i biegnących obok nich rowem. Obskoczyli mieszkanie trzeciego sąsiada. [Słychać tam było] straszny wrzask dzieci, a za chwilę odezwało się parę strzałów karabinu maszynowego. Ludzie z tej wioski, nie wiedząc, co się dzieje, wystraszeni zaczęli uciekać do lasu. Dopiero o godz. 12.00 dowiedziałem się, co się stało. Rozstrzelali całą rodzinę: matkę, ojca i trzech synów. Zabudowanie spalili doszczętnie. Trupy kazali pochować na cmentarzu. W wiosce Tadeuszów nastała wielka żałoba.