Władysław Cheda
kl. V
Publiczna Szkoła Powszechna w Seredzicach
pow. iłżecki
15 listopada 1946 r.
W czasie okupacji mieszkaliśmy koło szosy. Czasami szosą przejeżdżało auto, a w nim paru gestapowców i pełno ludzi. To Niemcy przewozili [?] niewinnych, schwytanych robotników z fabryki starachowickiej do więzienia i tam ich okropnie katowali. Pewnego dnia gestapowcy pojechali na stację Styków i zabrali jednej pani syna i męża, [a następnie] wsadzili ich do więzienia starachowickiego. Potem przewieźli obu do Radomia, tam ich trzymali [?] i bili przez sześć miesięcy. Później była łapanka i wtedy zabrali [?] mojego tatusia, ale [na szczęście] wieczorem [już] wrócił. Płakałem bardzo, jak ojca [?] zabierali, i myślałem wtedy, że nikt nie jest tak okrutny jak Niemcy. To były mniejsze okrucieństwa, ale o większych jeszcze nie wiedziałem [?]. Na przykład gdy Polacy zabili jednego Niemca w Wierzbniku, za [?] niego powieszono kilkunastu Polaków. To był straszny dzień dla nas [?] i [całej] okolicy. Ludzie nie mogli znaleźć sobie miejsca, tak rozpaczali. [Mimo że] Niemcy tak [bardzo] się znęcali nad Polakami, to ci myśleli wciąż o wolnej Polsce [?]. Jak ginęli i cierpieli, to zawsze z godnością.