Warszawa, 9 stycznia 1950 r. Aplikantka sądowa Irena Skonieczna, działając jako członek Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, przesłuchała niżej wymienioną osobę, która zeznała, co następuje:
Imię i nazwisko | Władysław Błaszczyk |
Data i miejsce urodzenia | 27 czerwca 1905 r., Warszawa |
Imiona rodziców | Józef i Małgorzata z d. Bałagow |
Zawód ojca | monter |
Przynależność państwowa i narodowość | polska |
Wyznanie | rzymskokatolickie |
Wykształcenie | 5 klas szkoły powszechnej |
Zawód | majster |
Miejsce zamieszkania | Warszawa, ul. Ludna 3 m. 23 |
Karalność | niekarany |
Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w przechodnim domu przy ul. Solec 35, Idźkowskiego 4. Do 18 września 1944 roku wszyscy mieszkańcy naszego domu przebywali w piwnicach. W piwnicach znajdował się też szpital powstańczy podległy szpitalowi mieszczącemu się w szkole przy Zagórnej 9.
Dnia 18 września, mimo pomocy berlingowców, wszystkie domy ul. Idźkowskiego, prócz naszego, dostały się w ręce niemieckie. W nocy na 19 września dom nasz opuścili powstańcy pod naporem granatów niemieckich. Cały nasz dom był nimi obrzucony. Klatka schodowa była poharatana.
Rano 19 września weszli na naszą klatkę schodową Niemcy i kazali wszystkim wychodzić z piwnic. Wychodziliśmy na ul. Idźkowskiego między szpalerem Ukraińców, którzy stali na schodach. Na ulicy stali też Ukraińcy, którzy nas kierowali w stronę szkoły na ul. Zagórnej. Zaraz przy wyjściu na ulicę żołnierze ci zabierali nam różne kosztowności. Niemcy z okien domów strzelali do wychodzących mieszkańców. W piwnicy naszej było około 500 osób, oczywiście pewności nie mam; ja wychodziłem może setny. Na ulicy mogło już leżeć około 30 – 50 osób zabitych i rannych. Niemcy strzelali do wszystkich. Ja prowadziłem moje chore dziecko, na ramieniu niosłem paczki. Jedna z nich została przestrzelona i moja jesionka też, ja sam nie byłem ranny. Ze mną razem wychodził Zygmunt Szulkowski (zam. obecnie Ludna 5), który został raniony w nogę. Gdy przyszedłem do szkoły, Niemcy zaraz oddzielili ode mnie moją żonę i dziecko, a mnie rozebrali i zaczęli bić. Przypuszczam, że bity byłem dlatego, iż niejakiego Skomorowskiego, który jak słyszałem, był volksdeutschem, w czasie powstania kiedyś pchnąłem i wywróciłem.
Mniej więcej koło południa Niemcy wyprowadzali zgromadzoną w szkole ludność, w liczbie, jak sobie przypominam około 320 osób. Poprowadzono nas na al. Szucha ulicami Fabryczną, Rozbrat, przez park Sobieskiego do Agrykoli. Po drodze odłączali niektórych mężczyzn do różnych robót. Z alei Szucha zostaliśmy poprowadzeni Puławską, Rakowiecką, polami do akademika na placu Narutowicza, a stąd na Dworzec Zachodni. Następnego dnia zostaliśmy przewiezieni do Pruszkowa.
Co się stało ze szpitalem na Zagórnej, nie wiem.
Przez całe powstanie pozostał na terenie Czerniakowa niejaki Aleksander Denisow, furman, lat około 50 (zamieszkały obecnie gdzieś na Wilanowskiej), może on mógłby udzielić bliższych danych co do ilości zabitych na ulicy Idźkowskiego i co do dalszych losów szpitala.
Na tym protokół zakończono i odczytano.